W sumie widziałam go gdzieś kiedyś... a no tak. Na weselu. Westchnęłam stając na ziemi. Wzięłam pędzel i podeszłam do fioletowego winogrona przypominającego Minetę (to jest imię takiej osoby. NIE MYLIĆ POJĘĆ PROSZĘ XD), usiadłam przed nim i pędzlem trzymanym w łapie chciałam narysować na nim coś, ale się odsunął marszcząc brwi.
- Co ty robisz
- Zepsułeś mi rytuał przyzywania mikrofalówki, ogórków i porów - powiedziałam robiąc kwaśną minę. Ten nie za bardzo wiedział o co chodzi, więc korzystając z tego że siedział i nic nie robił, jedną łapą odgarnęłam większość grzywki z jego czoła, i pędzlem który dostałam od takiej jednej bogini zaczęłam bazgrać na jego pysku. Pędzel nie potrzebował farby ani tuszu. Wystarczyło pomyśleć czym chcesz mieć narysowane te znaki, i tak się działo, tak więc pędzel zawsze był suchy, nie pozorny i czysty. Po chwili samiec wyglądał trochę jak choinka.
- No, stań tutaj - powiedziałam pokazując mu miejsce na okręgu.
- Po co - mruknął, próbując zmyć z siebie wszelkie ślady czarnej farby.
- Bo mi zepsułeś życie - to powiedziawszy zaciągnęłam go tam za ogon.
- A teraz siedź tam i powtarzaj dziwne słowa, pierwsze lepsze przychodzące ci do głowy.
<Rip? Nie umarłam xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz