Zima. Pora roku, za którą Avalon nie przepadał. Dokładniej nie przepadał za mokrym futrem. Tyle z nim problemów. Zimne i mokre futro nie jest godne króla. Avalon kroczył dumnie w kierunku morza. Może i nie przepadał za mokrym futrem, ale musiał się przecież wykąpać, prawda? Brudny król, to nie król. Mimo iż Avalon nie był królem tutejszej watahy, dalej miał przecież małą cząstkę władzy z poprzedniej watahy. Dalej czuł się, jak ważna osoba. Nie objął jednak, żadnego stanowiska w watasze. Stwierdził, że nie nadaje się do niczego innego, jak do zarządzania. Nie było jednak wolnego stanowiska, które spełniało ten warunek. Tak więc został zwykłą omegą. Gdy Avalon dotarł na miejsce, którym był piaszczysty brzeg morza, zasiadł na nim. Słońce dopiero wschodziło, gdy Avalon się tam znajdował. Spoglądał w jego kierunku tak, jak kiedyś spoglądał razem z matką. Zaczął się zastanawiać. Dlaczego? Dlaczego matka odeszła bez słowa? Był zły za to co zrobiła, ale był pewien, że mógłby jej przebaczyć po czasie. Wstał z westchnieniem i podszedł do wody. Spojrzał na nią krzywo. Po chwili jednak zamoczył jedną łapę. Poczuł zimno, które zniechęciło go do kąpieli. Jednak musiał to zrobić. Nie może przecież być nieczysty. Zamoczył kolejne trzy łapy. Z niesmakiem wszedł głębiej. Po woli zaczął chlapać swoje ciało. Gdy już w miarę przyzwyczaił się do zimna, zanurzył się. Jego kąpiel nie trwała za długo gdyż niemile uczucie zimna dokuczało basiorowi. Przypomniał on sobie urywek wspomnień, gdy jego matka kąpała go w morzu. Pamiętał, jak się wiercił, a matka z uśmiechem ciągnęła kąpiel. Z czasem mały Avalon nauczył się, że nie należy wiercić się podczas kąpieli. Gdy Avalon skończył się kąpać, wyszedł na brzeg i otrzepał się z kropel wody, które pozostały na jego futrze. Rozejrzał się. Okolica wydawała mu się całkiem przyjemna. Nie dziwił się, że alfa postanowiła właśnie tu założyć watahę. Sam zdecydowałby się na taki krok, gdyby napotkał takie tereny. Nagle Avalon usłyszał szelest liści, który dobiegał z krzaków, znajdujących się za nim. Odwrócił się w ich stronę i ze stoickim spokojem czekał na to, co się za nimi czaiło. Wyłoniła się z nich szara wadera o nietypowej grzywie. Avalon skrzywił się wewnętrznie. Jako dżentelmen musi podejść i przywitać się z waderą. Skierował kroki w jej kierunku. Gdy ta spojrzała w jego oczy, Avalon zatrzymał się, wyprostował i z lekko unirzoną głową przywitał się.
- Witaj. Zwę się Avalon te Amor. - zaczął. - Jakież imię nosi niewiasta, jak ty?- spytał lekko się kłaniając, jak na dżentelmena przystało.
407 słów
Amerdill? Mam nadzieję, że Avuś, aż tak cię nie zniechęcił :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz