Po całym pokazie udaliśmy się nad rzekę, by ukoić pragnienie. Rozejrzałem się w około; na nasze szczęście, byliśmy zupełnie bezpieczni. Zieleń dookoła, która pojawiła się wraz z nadejściem wiosny była tak piękna, że aż chciało się przebywać całe dnie poza ciepłą jaskinią. Wszelakie ptactwo radośnie nuciło piosenki u koron drzew, a zwierzyna łowna w lasach pachniała okresem godów, czyli jeszcze większego rozkojarzenia i łatwiejszych obiadów.
- A jak tam u Ciebie? - zapytał nagle Kangi. Westchnąłem.
- W zasadzie to i dobrze i źle. Jak zwykle. - zaśmiałem się. - Jak wiesz, pobrałem się z Hanako, jesteśmy szczęśliwi ale...
- Co się stało? - zapytał czarny samiec, zatrzymując się. Odwróciłem wzrok.
- Hanako zachorowała. Obawiam się, że ma to bezpośredni związek z tą całą... ekhm. - wzdrygnąłem się, czując jak sierść na mym karku uległa zjeżeniu po wypowiedzeniu słowa "choroba".
- Klątwą? - dodał młody. Przytaknąłem.
- Otóż to.
221 słowa
< Kangi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz