1 marca 2019

Od Guree CD.Hanako

Wraz ze śnieżnobiałą waderą zbiegliśmy ku dołu drugiej strony szczytu Gór Nadziei. Tutaj tereny watahy kończą się, a więc dość ostrożnie i czujnie badaliśmy las, którego oboje wcześniej nie znaliśmy. Ekscytacja wyraźnie trzymała obojga z nas, aż momentami dreszcz przechodził mą skórę. Wszystko w około pachniało niezwykle obco, lecz interesująco.
Wieczorem, po prawie całym dniu wędrówki, dwóch polowaniach i godzinnej przerwie w wyprawie, mą uwagę przykuł zapach dymu i czegoś niezwykle ostrego, raczej niezbyt jadalnego. Był on na szczęście niezwykle słaby, co świadczyło o tym, że źródło jest dość kawałek od nas. Hanako dostrzegła mój niepokój.

- Co się dzieje? Chyba nie myślisz, że się pali? - zapytała z lekką niepewnością w głosie.

- Palić się nie pali... chyba, że ognisko. - westchnąłem i wszedłem w głąb niewielkiej nory. - Połóż się już spać, na pewno jesteś bardzo zmęczona.

- W sumie masz rację. Wędrówki czerpią duuużo energii. - zaśmiała się moja narzeczona i położyła tuż obok.

Nad ranem wyruszyliśmy ostrożnie w kierunku tajemniczych zapachów. Ich mieszanka kuła w nosy i delikatnie niepokoiła. W pewnej chwili gwałtownie zatrzymałem waderę.

- Ludzie. - warknąłem cicho. Zakradliśmy się pod krzewami i spojrzeliśmy w dół zbocza. Trzech mężczyzn gotowało nad niewielkim ogniskiem coś, co pachniało zachęcająco, popijając przy tym trunek o drażniącym zapachu, a raczej jego resztkę. Ze sporego namiotu w kształcie stożka wyszedł mężczyzna, od którego biło delikatną irytacją jak i pokorą. Postanowiliśmy z Hanako, że poobserwujemy troszkę całe zajście.
Starszy wiekiem mężczyzna, który nie pił jako jedyny trunku, zasiadł przy nieco młodszych i rozmawiali. Atmosfera nie była napięta, wręcz luźna, rodzinna...
W pewnej chwili z namiotu wyszła kobieta, w podobnym wieku co najstarszy z mężczyzn.

- Zobacz Guree, ona niesie niemowlę! - szepnęła podekscytowana Hanako. Faktycznie, uśmiechnięta pani trzymała na rękach młodą, dwunogą istotę, zawiniętą w brązową chustę.

- To musi być rodzina. Mąż, żona, ich dziecko, na które wyraźnie długo czekali... no i młodsi bracia męża, a bynajmniej tak stwierdzam. - zaśmiałem się lekko. - Myślę, że pora na odwrót, nim zauważą, że tutaj jesteśmy.

- Racja. - przytaknęła samica. Wycofywaliśmy się po cichutku, aż byliśmy w końcu w bezpiecznym miejscu.

324 słowa
< Hanako? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz