27 marca 2019

Od Shi CD. Ripred'a

Spojrzałem w oczy basiora. Gdy chciałem już coś powiedzieć zauważyłem cień. Był to cień ptaka. Spojrzałem w górę i ujrzałem błękitnego Fenix'a. Ptak krążył nad nami. Nagle zza krzaków wyłoniła się Joena. Była widocznie czymś zmartwiona. Podeszła do nas, a ptak zniżył lot i wylądował na jej grzbiecie.

- Dobra robota Rea. - powiedziała do ptaka. - Dobrze, że udało nam się was znaleźć.

- Co się stało? - spytałem.

- Północne stado wężowego ludu wypowiada nam natychmiastowe wezwanie.

- No to skoro jestem alfą to chyba musisz się tam stawić, prawda? - spytał Red.

- Teoretycznie tak, ale wiem, że wy dwaj lepiej dacie sobie radę. Węże z tego ludu są naprawdę niebezpiecznie, dodatkowo są zimnie nastawione do wilków. Może z zimnym charakterem Shi i twoją pomysłowością Red, uda nam się uniknąć konfliktu.

- Dobrze wiedzieć, ale dziś to Red ma zły humor. - zaśmiałem się. Ripred spojrzał na mnie, a ja się uśmiechnąłem.

- Proszę was o pomoc.- powiedziała Joena. Widząc jej minę wiedziałem, że to poważna sprawa.

- Zgoda. - odparłem. Wadera uśmiechnęła się.

- By do nich dostrzec musicie iść w północnym kierunku. Gdy traficie na krainy pokryte szarością, będziecie na miejscu.- powiedziała. - Jestem wam naprawdę wdzięczna.- dodała odchodząc.

- To co? Czeka nas kolejna przygoda. - odparłem.

- Może ciebie. Ja się na nic nie zgodziłem. - odparł.

- Oj daj już spokój. Nie zachowuj się jak ja i rusz ten nadąsany tyłek. - odparłem.  Red niezadowolony wstał i ruszyliśmy. Przez długi kawał drugi milczeliśmy. Ja skupiłem się na tym, byśmy szli w dobrym kierunku, a Red? Sam nie wiem. W pewnym momencie, gdy byłem pewny, że nie zabłądzimy, postawiłem się odezwać.

- Jak ci mija dziś?

- Serio?

- No co?

- Zaczynasz rozmowę takimi słowami?

- Bo ty byś lepsze wymyślił.

- Jasne, że tak.

- To czemu milczysz? - spytałem.

- Bo mogę.- odparł. Pokręciłem zrezygnowany głową. Szliśmy tak już dobre parę godzin. Zarządziłem postój. Zatrzymaliśmy się na niewielkim strumykiem. Mogliśmy dzięki temu odpocząć i zregenerować siły, zaspokoić pragnienie lub też coś upolować. Po przerwie znów ruszyliśmy.
~
Wędrowaliśmy już drugi dzień. Zacząłem wątpić, czy idziemy w dobrym kierunku.

- Pan kompas się zgubił? - spytał Red.

- Czemu musisz być taki niemiły?

- Teraz wiesz, jak ja się czułem.

- Dobra zrozumiałem. Przepraszam za moje zachowanie. Może być?

- Może, ale to niczego nie zmienia. Będę cię dręczył póki mi się nie znudzi. - westchnąłem. Nagle zauważyłem krainę w kolorach szarości.

- Jesteśmy.- powiedziałem. Red spojrzał przed siebie. Przed nami znajdowała się ogromna brama. Strzegli jej dwaj strażnicy. Ich wygląd był naprawdę dziwny. Niby były to węże, ale miały one nogi. Cztery kończyny, na których mogłeś się poruszać, wspinać. Dziwne nie powiem, ale musimy wykonać zadanie. Strażnicy spojrzeli w naszym kierunku.

- Przybyliśmy do wodza waszego ludu. Pochodzimy z Watahy Najskrytszych Marzeń. Jesteśmy tu w imieniu alfy. - odparłem. Strażnicy spojrzeli po sobie. Po chwili jeden z nich otworzył bramę.

- Witamy w nassssszych sssskromnych progach. - odparł sycząc.

- Dziękujemy.- odparłem. Udaliśmy się do centrum terenów. Okazało się, że znajduje się tam ogromny, stary zamek. Strażnicy otworzyli nam drzwi. Podszedł do nas zielony gad. Dlaczego znów przygoda z gadami?

- Witamy wassss. Zwę ssssię Ssssemir. Jessstem tu nadzorcą. Zaprowadzę wassss do nassszego przywódcy. - odparł. Nakazał nam podążać za nim. Udaliśmy się do jakiegoś ogromnego pomieszczenia. Znajdowały się tam tron, na którym siedział czarny wąż.

520 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz