Spojrzałem na czarnego samca, który jeszcze nie tak dawno był bezbronną, czarną kuleczką o piaskowym zadzie. Obecnie Kangi był barwy jednolitej, kruczoczarnej, z blizną na pysku, pozostałą po jednym z mniej fortunnych treningów. Uśmiechnąłem się na te wspomnienie. Ah rany, jak ten czas mija... jeszcze niedawno niepewnie przybyłem na te tereny, jeszcze niedawno odnalazłem Kangi'ego, jeszcze niedawno odkrywałem zaginioną polanę z Hanako, zakochałem się w waderze i oświadczyłem... jeszcze nie tak dawno... eh. Czas mija nieubłaganie szybko. Każdy wręcz starzeje się w oczach, jakby prosząc o zatrzymanie zegara, który z każdym dniem, miesiącem, rokiem... zbliża się coraz bardziej ku zabraniu życia z naszych ciał ku całkiem innemu światu. Naszych... a raczej moich bliskich. Mój czas także nadejdzie? Da się być nieśmiertelnym? Kimże jestem i dlaczego wciąż czuję się jak młody samiec, a z sił także nie opadam...
- Racja. - przytaknąłem po chwili ciszy. Kangi uśmiechnął się. - Cóż Cię tu sprowadza? I jak tam się powodzi w dorosłym życiu? Widzę, że całkiem sprawnie.
Uśmiechnąłem się ciepło, siadając.
166 słów
< Kangi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz