31 marca 2019

Od Ripred'a CD. Shi

Czarny basior spoglądał w stronę szczeniaka uważnie na co młody wyraźnie nie wiedział co zrobić, Shi po raz kolejny straszy szczeniaki... No świetnie

- Nie martw się młody, na razie pójdziesz z nami do naszej watahy, ok? - powiedziałem nachylając się w kierunku szczeniaka, a on pokiwał głową.

- Tylko, że tam został mój brat... - powiedział cicho na co czarny basior odrazu zaaragował domyślając się, że trzeba będzie wrócić do obozu gadów po kolejnego szczeniaka. Na nasze nieszczęście młody był na tyle mało mówmy przez szok, że było mu ciężko opisać gdzie drugi szczeniak się znajduje.

- Zrobimy tak, ja się zmienię w smoka i ty młody będziesz siedział mi na grzbiecie, a ty Shi zostaniesz na ziemi i będę cię instruował gdzie masz iść. - stwierdziłem nie czekając na odpowiedź basiora odrazu zmieniając się w smoka, a szczeniak odrazu wskoczył mi na grzbiet. Potem odrazu ruszyliśmy w kierunku obozu, a następnie dotarliśmy do zamku.

- Młody mówi, że szczeniak jest w lochach! - zawołałem gdy nagle zauważyłem parę węży i poszybowałem odrazu w ich kierunku zionąc prosto w nie ogniem. Shi chyba zoriętiwał się, że ja będę zatrzymywał węże, a on ma wyciągnąć tego drugiego szczeniaka.

*Time skip*

Po dłuższej chwili pojawił się czarny basior z co nas zdziwiło dwoma szczeniakami przewieszonymi przez grzbiet. Była to waderka o rudawym umaszeczeniu oraz basior prawie identyczny jak ten na moim grzbiecie, jednak ten szczeniak prawie, że już nie oddychał. Gdy po chwili udało nam się dotrzeć na tą samą polane co wcześniej brat Angerona już nie żył. Za to rudawa wadera wydawała się być w złym stanie. Widać było, że była cała poraniona, a na jej grzbiecie wyrastały postrzepione kępy piór. Ktoś musiał dosłownie wyrwać jej skrzydła. Jednak wydawała się być w miarę przytomna co widocznie również zauważył Shi gdyż praktycznie odrazu musieliśmy wyruszyć w dalszą drogę do warahy aby nie było kolejnych ofiar.

- Jak się nazywasz? - zapytał Shi wadery niesionej przez niego na grzbiecie.

- Linanis...- powiedziała cicho.


325 słów 

Shi ? 

Od Kangi'ego CD. Guree

Spojrzałem na białego basiora, a na myśl o tej całej klątwie moje ciało mimowolnie przeszedł dreszcz. Nie raz słyszałem o różnych, a nawet sam byłem w pewnym sensie ofiarą jednej, ale cała ta sytuacja wydawała się nie być pod żadną kontrolą, o ile coś takiego może w ogóle wydawać się być pod kontrolą.

- Jak się czuje Hanako? - zapytałem, a basior lekko podkręcił głową.

- Twierdzi, że nie jest źle, ale widzę jak się męczy. - stwierdził. - Chyba jest lepiej po... Tej sprawie z Hairrayą... - dodał niepewnie. Nikt nie chciał poruszać sprawy śmierci medyka. Niektórzy uznali to za pech, inni obarczyli to klątwą, ale z całą pewnością nikt o tym nie chciał rozmawiać, jedynie nadal fioletowy basior oraz generał wydawali się szukać jakichś śladów. Osobiście rozmawiałem tylko z Ripredem bo sprawa ta wydawała się być ciekawa. Ugh, odchodzę od tematu...

- Sądzisz, że to przez klątwę? - zapytałem, a basior odwrócił głowę w moim kierunku, a z jego pyska można było wyczytać tylko powagę.

- Tak, a przynajmniej staram się wmówić to Hanako i sobie, nie chcę aby obarczała się za to winą. - powiedział z ulgą, że w końcu to powiedział na głos. - Powiedz mi jeszcze jedno... Nadal potrafisz wyczuć zapach śmierci, prawda?

- Prawda.

- Czy to dotyczy się również klątw i chorób?

- Tak. - odpowiedziałem szybko wiedząc do czego zmierza.  - Nie czuję go ani od ciebie, ani od Hanako, a napewno nie w taki sposób w jaki to działa normalnie... - dodałem.


234 słowa 

Guree? 
(Mam nadzieję, że nie wyprzedziłam za bardzo faktów) 

29 marca 2019

Od Shi CD. Ripred'a

Gdy kończyłem rozmowy pokojowe z przywódcą, nagle rozległ się trzask. Drzwi uderzyły o ścianę z taką siłą, że aż podskoczyłem. Ripred stanął naprzeciwko nas i spojrzał na węża.

- Wypowiadamy wam wojnę.- oznajmił. Gdy to powiedział, poczułem jak szok opanowuje moje ciało.

- Śśśmiecie wypowiadać na wojnę?- zaśmiał się wódz. Podszedłem do basiora.

- Co ty do wyprawiasz?- spytałem zaskoczony.

- Ratuje nasze tyłki. Razem z Alfą będziecie mi dziękować. - odparł. Nic nie rozumiałem.

- Dlaczego zmieniacie zdanie tak sssszybko?

- Dobrze o tym wiesz. Przejrzałem wasze zamiary.- odparł. Przyglądałem się niezrozumiale im obu.

- Dlatego kazałem wyjśść. Wiedziałem, że będą z tobą problemy.- odparł wąż wstając. - Ssssskoro chcecie wojny to będzie wojna. Sssstraże. - powiedział wąż. Po krótkiej chwili do sali wpadło kilka węży. Ripred uśmiechnął się. Zmienił w smoka, a węże odskoczyły.

- Shi zbieramy się. - oznajmił. Przytaknąłem. Ufałem mu, ale jeśli jeszcze raz odwali taki numer to jak bogów kocham, łapy mu z tyłka powyrywam. Wybiegłem z sali. Zatrzymałem się, gdy zauważyłem małego białego szczeniaka. Jego wygląd był dosyć niecodzienny.

- Co tu robisz?- spytałem.

- Fioletowy wilk kazał mi tu czekać.- odparł. Uśmiechnąłem się.

- Jestem jego przyjacielem. Choć ze mną. - odparłem. Szczeniak niepewnie przytaknął. Widząc, że ma spore rany wziąłem go na grzbiet. Wybiegliśmy z terenów wężowego ludu i skierowałem się na polanę. Po chwili doleciał do nas Ripred.

- O co ci do jasnej ciasnej chodziło?- spytałem lekko zdenerwowany.

- Po pierwsze spokojniej, bo młodego nam straszysz. Po drugie węże podpisywały sojusze, a potem atakowały z zaskoczenia. Teraz wiemy, że są one niebezpieczne itd. - odparł. - Młody jest dowodem tego co mówię.- dodał po chwili. Spojrzałem na szczeniaka. Mały trząsł się z przerażenia. Westchnąłem.

- Jak ty to robisz. Za każdym razem ratujesz mi tyłek. - odparłem rozbawiony.

- Em... Przepraszam?- spytał szczeniak. Spojrzeliśmy na niego.

- Co tam ?- spytał Ripred.

- Co teraz ze mną będzie? Nie mam dokąd wracać. Nasza wataha została całkowicie wymordowana. - odparł. Spojrzałem na Ripred'a.

- I co o tym myślisz?- spytałem.

313 słów

Ripred? 

28 marca 2019

Od Brego CD. Annabelle

Możliwość tego, że Ruby należała do stada wędrownych lwów była naprawdę duża...
Jednak jak na złość w okolicy nie było czuć żadnego zapachu innych lwów.

- Nie jest ci za ciężko? - zapytałem wadery gdyż już szła z lwiczką na grzbiecie przez dłuższy czas.

- Nie, jest całkiem lekka jak na lwa. Wydaje mi sie, że to jakaś mała rasa skoro jej matka, dorosła lwica jest twojej wielkości. (Brego ma w kłebie 70cm, a dorosła lwica koło 1,1 m).

- Całkiem możliwe. - stwierdziłem zastanawiając się co mamy dalej robić. Im wyżej na szczyt tym zimniej, a przecież też jej tu samej nie zostawimy... Nagle usłyszeliśmy jakiś dziwny warkot gdzieś za nami który obudził lwiczkę, przez co ta przestraszona zeskoczyła z grzbietu wadery i stanęła za moim łapami lekko wyglądając na to co się tam kryło. No nie... Znowu ten demon... Jednak zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić nagle tuż zza nas wyskoczyło coś dużego. Był to czarno-zielony lew rycząc na demona, który został odrzucony do tyłu przez stworzoną przez lwa falę dźwiękową. Lwiczką widząc lwa wesoło podskoczyła.

- Tata! - zawołała biegnąc w stronę lwa i rzucając mu się na szyję. Urocze.

- Ruby! - powiedział lew przytulając córkę łapą po czym zwrócił się do nas. - Bardzo wam dziękuję za opiekę nad moją córką, nazywam się Lipton. - dodał.

223 słowa

Anka? 
(Nie mogłam się oprzeć z tym Liton xD Rodzina herbat i kawy lol) 

Od Ripred'a CD. Shi

Gdy tylko znaleźliśmy się w większej sali poczułem jak to miejsce dziwnie pachniało. Dziwne, że Shi nie zwrócił na to uwagi, a może mi już odbija? Trudno mi ostatnio stwierdzić co jest na prawdę, a co nie... W sumie to chyba zaczynam już mieć to gdzieś. Gdy zbliżyliśmy się do tronu czarny wąż zwrócił na nas uwagę, jedak jakoś dziwnie na mnie spoglądając. Tak właściwie to wszystkie te gady ciągle mi się przyglądały. Fioletowego wilka nie widziały?

- Witam wassss, gdzie jessst alfa?-zapytał czarny wąż, chyba kobra zachodząc z tronu. Trzeba przyznać, że zwierzęta te wyglądały ma godnych przeciwników, ale jak mnie wkurzą to poprostu zmienię się w smoka i je zeżre, ciekawe jak smakują...

- Alfy nie ma z nami, ale ja jestem jej wysłannikiem, zwę się Shi i jestem henerałem watahy. - powiedział basior, a wąż skinął głową poczym spojrzał w moim kierunku, lecz zanin zdążyłem się odezwać czarny basior przedstawił mnie już.

- Ja nazywam ssssię Ressssen i jestem tutejszym królem. - powiedział wąż. - Z pewnośśścią zasstanawiacie sssię czemu zwołaliśśmy te sspotkanie, jednak wolałbym rozmawiać jedynie z wysssłannikiem alfy. - powiedział patrząc na mnie i rozumiejąc aluzję gada udałem się do wyjścia co chyba niezbyt podobało się basiorowi. Wyglądał jakby nie miał ochoty zostawać tam sam, ale cóż, to już nie mój kłopot. Gdy wyszedłem z sali tronowej usiadłem sobie opierając się plecami o chłodną ścianę gdy nagle przyszedł jakiś gad i kazał mi stamtąd iść. No miło. Więc wyszedłem z zamku po raz kolejny siadając przed wejściem i zacząłem obserwować gady żyjące w pobliżu zamku. Co dziwne nie zauważyłem żadnych samic, ani młodych, tak jakby był to obóz wojskowy... Tak właściwie to to nawet nie było miasto, a zamek wyglądał na dość prowizoryczny i niezbyt duży, jakby budowany na szybko. Zauważyłem również, że co chwila gady prowadzą zakute w kajdany różne zwierzęta, to wszystko wyglądało bardzo podejrzanie... Nagle w oczy rzucił mi się duży gad o jaskrawym ubarwieniu ciągnący coś białego na łańcuchu. Po przyjrzeniu się zauważyłem, że było to wilcze szczenię! Teorytycznie to nie moja sprawa, a wtrącenie się może rozpocząć jakiś konflikt, ale czy ja kiedykolwiek brałem coś takie pod uwagę? Odrazu ruszyłem w stronę węża, który na mój widok zasyczał wrogo. Nie przemyślałem tego do końca, gdybym teraz uratował tego nieznanego szczeniaka całe to łażenie mogło by pójść na marne, ale też nie mogę go tu zostawić bo resztki sumienia nie dadzą mi spokoju.

- Spokojnie! Co ja ci takiego robię? - powiedziałem, a wąż poszedł dalej jednak za nim odszedł całkowicie szczeniak spojrzał prosząco w moim kierunku. Był yo chyba samiec, wyglądał na młodego i bardzo zmęczonego.

- Później cię wyciągne młody. - rzuciłem cicho w stronę szczeniaka po czym ruszyłem znów w stronę zamku. Jednak jako, że wilk dalej tam gadał postanowiłem się znowu przejść natrafiając na coś co wyglądało trochę jak targ niewolników, nie żebym coś takiego widział kiedyś pfff. Jak się okazało na niewielkiej platformie stał ten sam neonowy gad, więc usiadłem sobie gdzieś z tyłu słuchając co mówi. Czas poszukać dziury w całym, ah moje ulubione zajęcie.

- Oto ssszczenia z nasszego ossstatniego podboju! Tylko 200 sssztuk złota na początku! - zawołał gad, a jakieś węże zaczęły się licytować. Ostatni podbój, chyba już łapie. Najpierw zapraszają watahę i podpisują pokój, a następnie atakują z zaskoczenia. Całkiem niezły plan patrząc na to, że i tak są niebezpieczni, żadna wataha normalnie by nikogo z nich nie wypuściła na swoje tereny, ale jeśli zjawi się ktoś z ludu z którym jest sojusz to już wygląda mniej podejrzanie. Czyli prawdopodobnie to samo chcieli by zrobić z nami... Ich wezwanie było dziwnie nagłe, a wojownicy z tąd wydają się przygotowani do ataku w każdej chwili. Po chwili spojrzałem jeszcze w stronę zamku, ale widząc, że nikt z niego nie wychodzi wstałem i ruszyłem pod platformę przepychając się pomiędzy wężami. Teraz znowu widziałem młodego wilczka lepiej, był cały poraniony i posiniaczony. Biedy szczen pewnie był przerażony, chodź nie pokoazywał tego do końca. Twardy dzieciak.

- Puść szczeniaka wolno. - powiedziałem smokojnie na co wąż zaśmiał się sycząco.

- Bo co? - zapytał, a ja się uśmiechnąłem. Liczyłem na dokładnie taką odpowiedź. Bez problemu zmieniłem się w smoka na co większość gadów przerażona odskoczyła. Nie miałem zamiaru ani ochoto na użeranie się z nimi więc poprostu zacząłem ziać w ich stronę ogniem, skoro to i tak sami wojownicy to co za różnica?
Gdy większość pouciekała lub spłonęła zmieniłem się na chwilę w wilka by uwolnić szczeniaka. Młody był przez chwilę w zbyt dużym szoku żeby cokolwiek powiedzieć i tylko posłusznie truchtał za mną gdy zmieżałem w stronę zamku. Tuż przed salą tronową kazałem mu zaczekać, ale on na chwilę mnie zatrzymał.

- Kim jesteś? - zapytał w końcu szczeniak.

- Jestem Ripred, pochodzę z Watahy Najskrytszych Marzeń. - powiedziałem nachylając się w jego kierunku.

- Ja nazywam się Angeron... Dziękuję. - powiedział szczeniak patrząc w ziemię. Widać młody jest trochę nieśmiały. Poczochrałem więc łapą jego grzywkę po czym ruszyłem do sali tronowej.
Gdy otworzyłem z impetem drzwivczarny basior oraz król węży chyba kończyli rozmowy. Drzwi walnęły o ścianę z takim impetem, że Shi aż podskoczył trochę do góry. Nie zwracającu uwagi na to co mówili próbując każąc mi wyjść podszedłem i zatrzymałem się na wprost węża stając pomiędzy nim, a czarnym basiorem.

- Wypowiadamy wam wojnę. - powiedziałem.

860 słów 

Shi? 
(upss xD właśnie Red wypowiedział im wojnę, no a szczen miał być w lochach aleeee jakoś to mi pasowało lepiej... You mad? XD) 



27 marca 2019

Od Shi CD. Ripred'a

Spojrzałem w oczy basiora. Gdy chciałem już coś powiedzieć zauważyłem cień. Był to cień ptaka. Spojrzałem w górę i ujrzałem błękitnego Fenix'a. Ptak krążył nad nami. Nagle zza krzaków wyłoniła się Joena. Była widocznie czymś zmartwiona. Podeszła do nas, a ptak zniżył lot i wylądował na jej grzbiecie.

- Dobra robota Rea. - powiedziała do ptaka. - Dobrze, że udało nam się was znaleźć.

- Co się stało? - spytałem.

- Północne stado wężowego ludu wypowiada nam natychmiastowe wezwanie.

- No to skoro jestem alfą to chyba musisz się tam stawić, prawda? - spytał Red.

- Teoretycznie tak, ale wiem, że wy dwaj lepiej dacie sobie radę. Węże z tego ludu są naprawdę niebezpiecznie, dodatkowo są zimnie nastawione do wilków. Może z zimnym charakterem Shi i twoją pomysłowością Red, uda nam się uniknąć konfliktu.

- Dobrze wiedzieć, ale dziś to Red ma zły humor. - zaśmiałem się. Ripred spojrzał na mnie, a ja się uśmiechnąłem.

- Proszę was o pomoc.- powiedziała Joena. Widząc jej minę wiedziałem, że to poważna sprawa.

- Zgoda. - odparłem. Wadera uśmiechnęła się.

- By do nich dostrzec musicie iść w północnym kierunku. Gdy traficie na krainy pokryte szarością, będziecie na miejscu.- powiedziała. - Jestem wam naprawdę wdzięczna.- dodała odchodząc.

- To co? Czeka nas kolejna przygoda. - odparłem.

- Może ciebie. Ja się na nic nie zgodziłem. - odparł.

- Oj daj już spokój. Nie zachowuj się jak ja i rusz ten nadąsany tyłek. - odparłem.  Red niezadowolony wstał i ruszyliśmy. Przez długi kawał drugi milczeliśmy. Ja skupiłem się na tym, byśmy szli w dobrym kierunku, a Red? Sam nie wiem. W pewnym momencie, gdy byłem pewny, że nie zabłądzimy, postawiłem się odezwać.

- Jak ci mija dziś?

- Serio?

- No co?

- Zaczynasz rozmowę takimi słowami?

- Bo ty byś lepsze wymyślił.

- Jasne, że tak.

- To czemu milczysz? - spytałem.

- Bo mogę.- odparł. Pokręciłem zrezygnowany głową. Szliśmy tak już dobre parę godzin. Zarządziłem postój. Zatrzymaliśmy się na niewielkim strumykiem. Mogliśmy dzięki temu odpocząć i zregenerować siły, zaspokoić pragnienie lub też coś upolować. Po przerwie znów ruszyliśmy.
~
Wędrowaliśmy już drugi dzień. Zacząłem wątpić, czy idziemy w dobrym kierunku.

- Pan kompas się zgubił? - spytał Red.

- Czemu musisz być taki niemiły?

- Teraz wiesz, jak ja się czułem.

- Dobra zrozumiałem. Przepraszam za moje zachowanie. Może być?

- Może, ale to niczego nie zmienia. Będę cię dręczył póki mi się nie znudzi. - westchnąłem. Nagle zauważyłem krainę w kolorach szarości.

- Jesteśmy.- powiedziałem. Red spojrzał przed siebie. Przed nami znajdowała się ogromna brama. Strzegli jej dwaj strażnicy. Ich wygląd był naprawdę dziwny. Niby były to węże, ale miały one nogi. Cztery kończyny, na których mogłeś się poruszać, wspinać. Dziwne nie powiem, ale musimy wykonać zadanie. Strażnicy spojrzeli w naszym kierunku.

- Przybyliśmy do wodza waszego ludu. Pochodzimy z Watahy Najskrytszych Marzeń. Jesteśmy tu w imieniu alfy. - odparłem. Strażnicy spojrzeli po sobie. Po chwili jeden z nich otworzył bramę.

- Witamy w nassssszych sssskromnych progach. - odparł sycząc.

- Dziękujemy.- odparłem. Udaliśmy się do centrum terenów. Okazało się, że znajduje się tam ogromny, stary zamek. Strażnicy otworzyli nam drzwi. Podszedł do nas zielony gad. Dlaczego znów przygoda z gadami?

- Witamy wassss. Zwę ssssię Ssssemir. Jessstem tu nadzorcą. Zaprowadzę wassss do nassszego przywódcy. - odparł. Nakazał nam podążać za nim. Udaliśmy się do jakiegoś ogromnego pomieszczenia. Znajdowały się tam tron, na którym siedział czarny wąż.

520 słów

Od Annabelle CD. Brego

Spojrzałam na Brego z delikatnym zmieszaniem, chcąc przekazać pospolite "nie mam pojęcia". Młoda lwiczka była wyraźnie wystraszona, zmarznięta i głodna.

- A więc... nie pamiętasz jak się tutaj znalazłaś? - zapytałam miło, pochylając się do Ruby, ocieplającej się w szaliku.

- Nie.. - pokręciła kotowata na prawo, a potem na lewo. I znowu, i znowu...

Postanowiliśmy zabrać Ruby ze sobą, idąc ku szczytowi gór. Lwiczka leżała wtulona w szalik Brego na moich plecach. Z rozmowy z małą dowiedzieliśmy się niewiele; jej matka zwała się Woseba, była mniej więcej wielkości Brego, miła i płowa. Prawie jak większość lwów, pomijając cechę "miła". Ruby niestety nie pamiętała jak znalazła się w połowie drogi do szczytu góry, ani gdzie mieszkała. Starałam się ją rozweselić, lecz z każdym kwadransem wydawała się być coraz bardziej zaniepokojona i stęskniona za domem. W pewnej chwili zasnęła.

- Brego, jak myślisz, zgubiła się czy została porzucona? - zapytałam cicho, by nie zbudzić Ruby.

- Nie mam bladego pojęcia. - westchnął, patrząc czule na kulkę owiniętą w jego szalik.

- A może należy do jakiś wędrownych lwów, które tak jak my zmierzają ku szczytowi? - rzuciłam raźnie, snując rozmyślenia jak lwiątko mogło się znaleźć w górach, w zimę.

188 słów 
< Brego? >

Od Guree CD. Kangi'ego

Kangi zaprezentował mi swoje stare, lecz wyszlifowane umiejętności walki, jak i całkiem nowe taktyki, których nauczył się w kolejnych miesiącach swego życia. Całość prezentowała się naprawdę godnie, aż chwilami czułem satysfakcję z faktu, iż ten młody samiec niegdyś trenował pod moim okiem. Choć dumna ogarniała me serce, towarzyszył jej niepokój o młodzieńca, wszechobecny od dobrych lat, a do tego delikatne zniesmaczenie, iż tak dobry w walce wilk, nie został wojownikiem. Jednakże, cieszyła mnie decyzja Kangi'ego, radowało mnie to, że odnalazł to czego szukał.
Po całym pokazie udaliśmy się nad rzekę, by ukoić pragnienie. Rozejrzałem się w około; na nasze szczęście, byliśmy zupełnie bezpieczni. Zieleń dookoła, która pojawiła się wraz z nadejściem wiosny była tak piękna, że aż chciało się przebywać całe dnie poza ciepłą jaskinią. Wszelakie ptactwo radośnie nuciło piosenki u koron drzew, a zwierzyna łowna w lasach pachniała okresem godów, czyli jeszcze większego rozkojarzenia i łatwiejszych obiadów.
- A jak tam u Ciebie? - zapytał nagle Kangi. Westchnąłem.
- W zasadzie to i dobrze i źle. Jak zwykle. - zaśmiałem się. - Jak wiesz, pobrałem się z Hanako, jesteśmy szczęśliwi ale...
- Co się stało? - zapytał czarny samiec, zatrzymując się. Odwróciłem wzrok.
- Hanako zachorowała. Obawiam się, że ma to bezpośredni związek z tą całą... ekhm. - wzdrygnąłem się, czując jak sierść na mym karku uległa zjeżeniu po wypowiedzeniu słowa "choroba".
- Klątwą? - dodał młody. Przytaknąłem.
- Otóż to.

221 słowa
< Kangi? >

Od Guree CD. Hanako

Uśmiechnąłem się i usiadłem przed Hanako. Ma głowa poruszyła się delikatnie, w geście ukazania delikatnej rezygnacji połączonej ze spokojnym faktem zrozumienia, że własnego losu nie znamy, a co przyniesie przyszłość to już nie obejmuje naszego intelektu i pozostało czekać i... żyć. Po prostu żyć. Zaśmiałem się mimowolnie, czule wtulając się na moment w śnieżnobiałą waderę.

- Taki już nas los jak widać. Kto wie, co nas jeszcze czeka w tych naszych długich, poplątanych życiach. - westchnąłem z uśmiechem, starając się jak najlepiej dobierać słowa, by ich wydźwięk był niebywale spokojny, nie zmieszany z mym własnym, kompletnym zamyśleniem, które mogłoby wydać się Hanako nie tyle co niepokojące, a dość... nie moje? Spojrzałem waderze głęboko w oczy. - Zło złem, lecz my damy mu radę. Wierzę w to.

- Też w to wierzę, kochany. - odparła z uśmiechem samica, po czym wtuliła się. Sam nie wiem dlaczego wcześniej nie wyczułem niczego dość... specyficznego... lecz w prawie tej samej chwili ciało wadery bezwładnie osunęło się do dołu. Nie powiem, panikę poczułem sporą, lecz jakże zmieszaną z poczuciem, iż na myśl już mi niegdyś ta sama chwila przyszła.
***

Hanako obudziła się po kilku minutach, była zgrzana, a Yuki jej stan nazwała gorączką.
- Napij się kochana. - odparłem, podsuwając waderze miskę z chłodną wodą. - Odwodniłaś się.

205 słów
< Han? >

25 marca 2019

Hairraya odchodzi !

✝️ Powód ~ Śmierć ✝️
Obyś doznał szczęścia na drugim świecie.

Od Hairraya CD. Hanako

Biały basior rozglądał się po różnych półkach szukając czegoś co pomogło by Hanako na jej ból głowy.

- Sądzisz, że to przez tą całą klątwę? - zapytała wadera, a wilk odwrócił się do niej z pocieszającym uśmiechem widząc jej przygnębienie.

- Możliwe, ale może to też tylko przez stres. Klątwa, nie klątwa, ale to my rządzimy swoim losem. Nie dawaj się tak łatwo. - powiedział po czym polecił zdjąć waderze z półki wskazaną przez niego fiolkę gdy on przenosił inną. Jednak gdy biała wadera zdejmowała uw przedmiot poczuła dziwne zawirowania w głowie, takie jakby ktoś ją uderzył w głowę, a następnie popchnął przez co fiolka poleciała prosto w kierunku basiora. Ten jednak w ostatniej chwili złapał przedmiot tuż przed swoim pyskiem pnączem wytworzonym przez siebie. To co go najbardziej zdziwiło było tym, że nie zawartość fiolki była inna, chodź była to ta sama fiolka którą wskazał. Był stu procentowo pewny, że była to klątwa, do tego poważna. Na tyle, że klątwa jakby "broniła się" przed próbami wyleczenia jej, a on był chwilowo celem do zlikwidowania, mimo to jednak był wkońcu medykiem, musiał i chciał pomóc Hanako.

- Poczekaj tu, a ja zobaczę co da się zrobić. - powiedział do wadery z uśmiechem, po czym ruszył w kierunku różnych fiolek. Nie mógł jednak znaleźdz fiolki z potrzebnym kwasem do roztworu i zapominając się poprosił o przyniesienie jej waderę. Ta gdy była już blisko niego potknęła się nagle wylewając zawartość prosto na pysk i szyję basiora. Wilk praktycznie odrazu upadł na ziemię nie mogąc złaoać oddechu poprzez poparzenia w miejscu krtani, a biała wadera szybko zaczeła spanikowana szukać czegoś co mogło by pomóc duszącemu się wilkowi. Starała się jak najszybciej opatrzec oparzenia, ale było już zapóźno. Niewiedzac co ma zrobić zawołała parę razy przez okno pomocy, ale gdy przez drzwi wpadły nagle dwa basiory Hairraya już nie oddychał. Czarny basior, który właśnie prawie wyważył drzwi starał się pocieszyć i wyprowadzić z pomieszczenia swoją siostrę dalej będąca w szoku, a fioletowy basior został na miejscu aby zobaczyć co się tam stało.

336 słów

KONIEC

HAIRRAYA ODCHODZI PRZEZ ŚMIERĆ 

Od DB CD. Rach "Kolejne mitologiczne kij wie co"

-No to jak z tą odtrutką? - zapytałem, a wadera spojrzała na mnie jakbym conajmniej był najgorszą plagą zatrówającą jej spokojną egzystencję, ale zamiast opowiedz ta wzruszyła tylko ramionami i wróciła do męczenia tej biednej piosenki. Od twgo jej wycia zaczynała już mnie poleć głowa. 

- Ej Rach! Mogłabyś może iść teraz pośpieć gdzie indziej? Naprzykład w leżu demonów albo jakichś innych gadów, może by od tego padły... 

- To sam sobie idź to wolny teren. - stwierdziła po czym zeskoczyła z głazu, który chyba miał sprawić aby smiercionośne dźwięki docierały dalej. 

- Chciałbym tylko zauważyć, że wyjedź CENTRALNIE przed moją jaskinią. - powiedziałem, a wadera rozejrzała się jakby niezauważyła tego faktu wcześniej po czym podeszła do ściany jaskini po czym polizała swoją łapę i odbiła ślad na ścianie. 

- Polizane, zaklepane, to już moja jaskinia. - stwierdziła z conajmniej głupim uśmiechem, gdy nagle niedaleko pojawił się Set przerywając tą jakże wspaniałą wymianę zdań. Jak się po chwili okazało kot nie szedł sobie poprostu w naszym koerunku, a raczej uciekał jak powalony przed grupką jakichś dziwnych, małych, różowych stworzonek... Gdy kot wpadł prosto na nas stworzona zatrzymały się dokładnie przede mną i waderą. Co dziwne nie zaatakowały tylko stworzenie na czele tej kolorowej chmary zagłady spojrzało na mnie po czym sobie poszły. 

- Eeee... Co do kija? Co to za małe różowe gówna? - pytała Rach, a Set starał jej się odpowiedzieć na te pytania gdyż mi się w sumie nie chciało. Po chwili uznałem, że dobrym pomysłem byłoby coś sobie upolować, więc ruszyłem w kierunku lasu. Jednak z moim fartem pierwsze na co się natknąłem był jakiś walony, wyrąbiście wielki wąż, syczący na mój widok jakbym conajmniej mu przed chwilą matkę zabił. 

- Uspokój się cholera jedna. - stwierdziłem, ale wąż chyba nie ogarnął oco mi chodziło bo się rzucił w moim kierunku, co za głupie stworzenie... Na mój fart chyba moje nowe moce chyba się załączyły gdyż gad wydawał się być mniej chętny do pożarcia mnie. 

- I co teraz pokrako! - zaśmiałem się, ale w tym samym momencie dostałem od gada z ogona. Świetny początek DB, świetny początek... Koniec tego, wartało by wkońcu walczyć. Po tym otrzepałem się ruszając wolnym krokiem w stronę gada, który o dziwo stał w miejscu, a nawet się cofnał, a temu co? Ducha zobaczył czy co? Jednak zanim skończyłem w jego kierunku zauważyłem coś dziwnego. Co do jasnej ciasnej? Przecież to nie moje łapy, jakieś takie duże i kotowate no... Co do... Niewiedząc o co chodzi zostawiłem gada i jak najszybciej udałem się do najbliższego jeziora gdzie zobaczyłem swoje odbicie. CO JEST KUŹWA. Czemu jestem waloną lwią pochodnią... Usiadłem sobie na brzegu dalej patrząc w wodę, może zrobiło mi się coś w mózg przez ten śpiew Rach? Jednak zanim zdążyłem dalej zacząć przeklinać pojawił się Set, który na mój widok podskoczył lekko do góry. 

- Nieźle... - skomentował po czym po moim tysiącu różnych zarzutów pojawiła się Rach siadając gdzieś obok nas z zającem i pożerając go oglądając całą tą sytuację. 

- Wiem tyle, że jesteś w jakimś tam stopniu spokrewniony z egipską boginią Sekhmet.-stwierdził kot, a ja zastanawiałem się czy yo zabić czy raczej zabić za to, że wcześniej mi nie powiedział takiego jakże nieistotnego szczegółu. Ale skąd on to kurna wie? Dowiedziałem się jeszcze mniej więcej kim jest ta cała Sekhmet. No ta, bogini wojny, chorób i innego szajsu z ryjem lwa, no świetnie. 

555 słów xD

Rach? 

(art DB w lwiej wersji xD) 

23 marca 2019

Od Arieny CD. Kangi'ego

Szliśmy chwilowo w ciszy. Może nareszcie Rodeo zrozumiał, że nie ma u mnie szans? Nie przepadam za basiorami, którzy latają do każdej wadery. Sama osobiście marzę o tym, by to był ten jedyny, który skupi się wyłącznie na mnie, a nie będzie latał niczym pszczoła, z kwiatka na kwiatek. Gdy Rodeo znów spróbował Kangi zagroził mu. Przykładałam się lekko zaskoczone temu zdarzeniu. Nagle usłyszeliśmy nawoływanie. Ktoś wołał Rodeo. Gdy się odwróciłam ujrzałam Timere. Pies uśmiechnął się i ruszył w naszym kierunku.

- Dziękuję wam za pomoc.- odparł z uśmiechem. Rodeo widząc psa uśmiechnął się. Razem zaczęli rozmawiać, więc niechcąc im przeszkadzać wycofałam się. Kangi uczynił to samo.

- To co teraz? - spytał, a ja uśmiechnęłam się.

- Pójdziemy tam, gdzie nas łapy zabiorą. - odparłam. Kangi zaśmiał się i ruszył przed siebie. Po chwili uczyniłam to samo. Byłam ciekawa jakie przygody czekają nas następnie. W pewnym momencie usłyszałam dziwny odgłos. Zatrzymałam się, a Kangi spojrzał na mnie.

- Ari? Co robisz?

- Słyszysz to?

- Ale co?

- Ten dźwięk. Coś jak żałobny śpiew.

- Żałobny śpiew?- spytał zaciekawiony. Pokazałam kierunek, z którego moim zdaniem dobiegał tajemniczy śpiew. Kangi zaczął nasłuchiwać. - Również coś słyszę.- odparł. Skierowaliśmy się w kierunku śpiewu. Szliśmy dosyć szybko, gdyż śpiew wydawał się nam bardzo bolesny. Okazało się, że było to małe stworzonko, które bardzo przypominało Sweti. Różniło się jednak rogiem na główce. Przyjrzałam się mu dokładniej. Jego nóżka była przygnieciona przez ogromny kamień. Spojrzałam na Kangi'ego, a ten skinął głową. Gdy chciałam zbliżyć się, małe stworzonko rzuciło w moim kierunku falę magi.  Odskoczyłam przerażona. Takie małe, a tak agresywne.

- Jak mu pomożemy, skoro nie chce byśmy się zbliżali? - spytałam.

266 słów

Kangi?

(Zdjęcie naszego stworzonka)


21 marca 2019

Od Rachel do DB

A więc było kilka teorii, i sposobów co możemy zrobić. Zaczęłam wszystkie analizować aż wreszcie popatrzyłam na DB
-Jeśli gdzieś to zgubiłam, to to po prostu znajdziemy i spokój duszy.
 Kolejna opcja jest taka, że ktoś to podwędził i albo znajdziemy złodzieja, albo idziemy szukać nowej gorgony do podziemi, co może skutkować dość mocnym wkurwem Tanatosa, poparzeniami, i ryzykiem śmierci... ALBO mamy na to wyjebane i czekamy aż choroba i pech zrobi swoje i w końcu wadera zdychnie - Widząc nijaką minę samca, zrozumiałam że pewnie zrobiłoby to niezłe zamieszanie, a ten nie ma ochoty składać kondolencji i przeżywać żałobę ze wszystkimi w koło.
- W sumie mogłabym wziąć cię i polecieć w stronę miasta ale:
1. Osoby tam mieszkające mają co do mnie dość mieszane uczucia
2. Nie jestem pewna w czy Aster będzie na tyle głupi żeby wpuścić mnie na ulice handlu.
- Zabiłaś tam kogoś?
-Wykupiłam cały alkohol. - Mruknęłam i tworząc kolejną dziurę czasoprzestrzenną przeniosłam nas na tereny WNM. A czy stamtąd kogoś zabiłam? tak, "prezesa" ale mówienie tego chyba nie jest zbytnio na właściwym miejscu.

***Time skip***


- ,,shinitai nante iu na yo. akiramenai de ikiro yo." sonna uta ga tadashii nante bakageteru yo na - zaczęłam sobie nucić truchtając radośnie po świeżej trawce. Dzisiaj przesilenie wiosenne! Moja ukochana pora roku!
- Znowu jakieś demoniczne zaklęcia wymawiasz? - mruknął już trochę znudzony basior.
- Gdyby to były zaklęcia, już byś nie żył - uśmiechnęłam się krzywo i zaczęłam wskakiwać na kamienie prowadzące w górę - jissai jibun wa shinde mo yokute mawari ga shindara kanashikute
"sore ga iya dakara" tte iu ego nan desu - kontynuowałam. Po co chciałam wleźć na ten kamień? Chciałam mieć widok na całą watahę, a że nie chciało mi się latać, postanowiłam trochę poużywać moich nie wyćwiczonych łap - tanin ga ikite mo dou demo yokute
dareka o kirau koto mo fasshon de
soredemo "heiwa ni ikiyou"
nante suteki na koto deshou.

gamen no saki de wa dareka ga shinde
sore o nageite dareka ga utatte
sore ni kanka sareta shounen ga
naifu o motte hashitta.

bokura wa inochi ni kirawarete iru.
kachikan mo ego mo oshitsukete itsumo dareka o koroshitai uta o
kantan ni denpa de nagashita
bokura wa inochi ni kirawarete iru.
karugarushiku shinitai datoka
karugarushiku inochi o miteru bokura wa inochi ni kirawarete iru.

- Rach uspokój się, wiem że ci to wpadło w ucho ale gdy się nie zna tekstu to serio irytujące - mruknął basior
- EEEEE tam. Przesadzasz - powiedziałam ironicznie i popatrzyłam się na las, gdy stanęłam u samej góry tego wszystkiego - o nie, to ten różowy las
- Za bardzo cię razi po oczach? - spytał niby z ironią, ale bardziej uszczypliwością
- Owszem. Jakbym chciała być magicznym jednorożcem srającym kolorowymi lodami to bym się zgłosiła do Hekate a nie matki natury
- Może jej hortex uciekł
- Możliwe
- To co robimy z tą odtrutką?

<DB? Tak wiem, że większość tego opowiadania to tekst piosenki ale akurat tego słuchałam xD>
PS: Jak ciekawi kogoś co to za nuta to wpiszcie sobie w yt: 命に嫌われている。i włączcie polskie napisy.


Słowa z tym japońskim: 496



Bez japańca: 369

19 marca 2019

Od Hanako do Hairraya

Gdy tylko otworzyłam oczy, poczułam ból głowy. Z każdym dniem narastał on co sprawiało, że byłam pozbawiana energii. No bo przecież ile można męczyć się z bólem głowy? Oczywiście gdy Guree pytał się czy wszystko w porządku, odpowiadałam, że tak. Nie chciałam go zamartwiać. Wiem, że ma dość dużo na głowę, dlatego postawiłam udać się po pomoc do kogoś innego. Najlepiej do jakiegoś medyka. Yuki była zajęta, więc został mi Hairraya. Udałam się do skrzydła medycznego. Tak jak myślałam, właśnie tam znalazłam Hairrayę. Basior zajmował się czymś, więc nie chcąc mu przeszkadzać zasiadłam w kącie. Czekałam na to, aż skończy, by móc poprosić go o pomoc. Gdy zauważyłam, że odkłada wszystko na miejsce, podeszłam do niego.

- Witaj Hai. - przywitałam się z basiorem.

- Witaj Han. Jak się czujesz? - spytał.

- Cóż. Mogłobyć lepiej. Od tego zdarzenia na ślubie czuję się coraz gorzej. - odparłam.

- Mogę ci jakoś pomóc?

- Właśnie przyszłam cię o to prosić. Długo nie wytrzymam z tym bólem głowy. - odparłam.

- Cóż możemy spróbować odnaleźć jakieś zaklęcie, eliksir lub amulet, który ci pomoże. - odparł, a ja zamerdałam ogonem. 

- Dziękuję Hai. - powiedziałam radośnie. Basior uśmiechnął się lekko i skierował się do półki z książkami. Zaczęliśmy szukać jakiejś księgi, która zawierałaby jakiegokolwiek informacje o klątwie lub odtrutce.

203 słów

Hairraya? 

18 marca 2019

Od Kangi'ego CD. Guree

- Chwilowo dość nudno. - stwierdziłem z uśmiechem, a basior się zaśmiał.

- Nie mów mi, że brakowało ci ciągłych walk z demonami...- stwierdził ruszając wolnym krokiem, a ja za nim, wilk wydawał się być wyjątkowo spokojny, zdawało się, że zaczynał odrobinę zachowywać się w niektórych momentach jak Shi.

- Może trochę, chodź innym takich rizrywek nie życzę. - zaśmiałem się, a basior pokręcił roznawiony głową.

- Może trzeba było zostać jednak wojownikiem? - zapytał raźnie, a ja się znowu zaśmiałem.

- I trzymać się tych wszystkich zasad? Podziękuję, o wiele bardziej lubię wolność bycia szamanem. - odparłem, a wilk skinął głową.

- A co u Arieny? - zapytał gdy zaczęliśmy zbliżać się powoli do areny walk, nawet nie zauważyłem, że tu zmierzamy...

- Raczej dobrze, a czemu pytasz mnie, a nie jej?

- Myślałem, że dalej jesteście tak blisko jak wtedy jak byliście szczeniakami. - stwierdził wzruszając ramionami, po czym chyba sam zdziwił się tym, że jesteśmy pod areną walk.

- Wygląda na to, że trening walki to dzisiaj chyba moje przeznaczenie!  - zaśmiałem się, a Guree razem ze mną.

- W takim razie pokaż czego się nauczyłeś przez ten czas szamanie! - zawołał wesoło.

178 słów 

Guree? 
(Ich relacja były mistrz - uczeń jest cute xD) 
(Taki fun fact, jak to pisała dowaiło mi jakiś błąd przez co dostałam zawału, że coś się stało z blogiem xD) 

Od Kangi'ego CD. Arieny

Wadera wyglądała na całkiem podekscytowaną nowym zadaniem.

- Zawsze to ciekawsze niż łażenie bez celu. - zaśmiałem się, a Ari wraz ze mną. Masz jakiś pomysł gdzie zaczynamy szukać?

- Nie znam go przecież...

- No tak, ale słyszałem, że jest podrywaczem.

- To może jest u którejś z wader? - zaproponowała Ariena. - Yuki i Hanako odpadają bo Hanako ma męża, a Yuki jest w skrzydle medyków. Sądzę, że może być u alfy lub Amerdill.

- Niemożliwe, zeby był u alfy, widziałem, że dziś ma jakieś spotkanie z Shi i kimś tam jeszcze...

- W takim razie sprawdźmy u Amerdill. - powiedziała wesoło po czym ruszyliśmy w kierunku jaskini wymienionej wcześniej wadery. Jak się okazało wcale się nie myliliśmy gdyż z delka słychać było głos zdenerwowanej wadery karzącej opuścić basiorowi swój warsztat pod groźbą kalectwa oraz zgniecionego pyska. Pojawiliśmy się dosłownie w ostatniej chwili, dosłownie jeszcze słowo i pysk Rodeo spotkałby się z metalową łapą Amerdill.

- Dobrze, że was widzę! - zawołała na nasz widok wadera. - Proszę zabierzcie z tąd tego natręta bo nie ręczę za siebie! - warknęła w jego kierunku na co on tylko odwrócił głowę przez co zauważył naszą dwójkę, no i koniec. Zlokalizował kolejny cel, którym tym razem była Ariena.

- Witaj piękna wadero. - powiedział szarmanco, a przynajmniej myślał, że to tak zabrzmiało, muszę wkońcu zacząć zdejmować czasem ten naszyjnik, albo kupić od jakiegoś alchemika coś na zapomnienie. O czym ty myślisz...

- Ktoś cię szukał, nazywał się Timero i chciał się z tobą spotkać w centrum watahy. - powiedziała Ariena odsuwając się krok od niego, ale za nim on zdążył cokolwiek zrobić ja stanąłem idealnie pomiędzy nimi tworząc coś w rodzaju muru.

- Pójdę tylko jak mnie odprowadzi ta olśniewająca wadera.-powiedział na co ja prychnąłem.

- Po moim trupie, wiem co myślisz więc lepiej sobie uważaj... - warknąłem. Ten basior zaczyna mi działać na nerwy, i co on sobie wyobraża? Wrrr naprawdę muszę znaleźdz wyłącznik mocy tego naszyjniku. Na szczęście basiora zgodził się on pójść dobrowolnie pod eskortæ moją i Ari, a każda jego próba poderwania wadery kończyła się albo jej warczeniem, albo moją groźbą, kiedyś je pewnie spełnię...

338 słów 

Ari? 
(Kan jest trochę zazdrosny... Urocze xD) 

Od Ripreda CD. Shi

Odwrociłem się w kierunku wilka.

- Bywało lepiej, bywało gorzej, chyba norma, a co? - zapytałem, a wilk spojrzał na mnie przekręcając głowę.

- Normalnie nie jesteś taki wredny...

- A ty opiekuńczy. - stwierdziłem. - Nie mogę mieć złego humoru? To chyba zarezerwowane specjalnie dla ciebie, nie? - zaśmiałem się przez co wilk wyglądał na trochę mniej zmartwionego.

- Serio pytam... - powiedział idąc równo ze mną.

- Powiecmy, że mam jakieś dziwne wrażenie jakbym miał dziury w pamięci, jakbym czasami kojarzył to miejsce, a czasami nie...

- Sądzisz, że to po tamtym wypadku? - zapytał zatrasowując mi drogę przez co musiałem go ominąć.

- Raczej nie, ale mam wrażenie, że niedługo wszystko się wyjaśni...

- Nie brzmi za dobrze, mam jakieś złe przeczucia. - powiedział cicho

- Jak każda z naszych przygód... - uśmiechnąłem się krzywo. - Serio masz zamiar teraz za mną leźdź?

- A jak sądzisz? - stwierdził z uśmiechem, a ha na znak protestu usiadłem na ziemi przed wilkiem.

- W takim razie ty musisz wymyślec jakiś cel podróży. - stwierdziłem, a wilk spojrzał na mnie zdziwiony.

- To nie ma sensu...

- Jak ta cała rozmowa, więc wymyślaj gdzie idziemy, ale siedzimy tutaj.

- Mi to wcale nie przeszkadza. - stwierdził siadając koło mnie. - Słaby argument. - dodał nachylając się w moim kierunku.

203 słowa

Shi? 
(Nie mam serca niszczyć bardzo tej relacji ;-;) 

Od Ripred'a CD. Scourge

- Skrzeczysz jak stara papuga, ale piosenka całkiem spoko. - zaśmiałem się, a wilk razem ze mną. Rogaty basior raczej nie ma równo pod kopułą, ale przez to przynajmniej nie jest tak okropnie poważni jak niektórzy tutaj. Po incydencie na ślubie Guree i Han wszyscy strasznie spowaznieli chodź nic się w sumie nie dzieje.

- Powiedział po farbowany na fioletowo szczur. Ja dalej czekam na ten rewanż.

- A co? Masz za dużo sprawnych kończyn, że ci tak do walki śpieszno? - zaśmiałem się, jednak basior nie zdążył odpowiedzieć gdyż coś uderzyło w drzewo zaraz obok nas. No i był to piekielny ogar, znowu... Te kundle nigdy nie dadzą mi spokoju, aż czasem mam ochotę poprostu polecieć na szczyt tej walonej góry i spalić wszystko co tam siedzi od góry do dołu. Jasną sprawą jest to, że rozpoczęła się walka. Chcąc łatwiej walczyć Plaga zmienił się w smoka popełniając ten sam błąd co ja kiedyś, gdyż stwór szybko złapał go za skrzydło i walnął nim o ziemię tak, że ten przydzwonił łbem tak mocno, że aż rogi mu się w ziemię wbiły. Czyli wychodzi na to, że te ogniste kunfle musiały polować na smoki. Powiedzmy, że po walce z aktualnie próbującym wyciągnąć rogi z ziemi gadem nie chciało mi się użerać z kolejnym,więc stworzyłem iluzje czegoś co wyglądało jak ogromna fala (O ile pamiętam demony bały się wody, tak?) przez co stwór chyba ogarnął, że dalszy atak nie ma sensu więc uciekł z pieskiem. Fajny odwrót taktyczny.

- Już skończyłeś się bawić w pisku czy chcesz do tego wiaderko i łopatkę? - zapytałem gdy wilk wkońcu się uwolnił.

- Pewnie, tylko najpierw muszę zdecydować jak nazwę swoją wspaniał twierdze. - powiedział usypując łapami stożek z piasku. - To będzie siedziba mojego kraju. - dodał, a ja się zaśmiałem. O bogowie on serio jest nienormalny.

305 słów

Plaga? 
(Dziś humorystyczne xD) 

Od DB CD. Rach "Chaos, latające żarcie i szajsowa służba zdrowia"

Po całym przedstawieniu wykonanym przez Rach ta zaraz pojawiła się koło mnie w swojej jak sądzę zwykłej postaci, chodź nie zdziwił bym się jakby to dymne bydle było jej oryginalną formą.
Opisując to co działo się na weselu no to poprostu CHAOS. Guree oraz Shi właśnie starali się chyba wylicytować kto pierwszy znajdzie i ubije dymnego wilka, alfa chodziła wkółko co chwile sprawdzając czy aby napewno nikt z obecnych właśnie się nie zmienił w jakąś poczwarę. Głównie patrzyła w moim kierunku, a jako, że Rach siedziała obok to całkiem niezłe wyczucie. Dalej siedziała załamana Hanako, a obok niej wyraźnie wkurzona Amerdill, ta to chyba może być groźna jak komuś młotem przywali...
Ja jednak dalej siedziałem, a tak właściwie leżałem sobie z boku kończąc jeść jakiegoś zająca patrząc na ten cały rozpiździec gdy nagle coś poleciało w moim kierunku. Oczywiście ta skrzydlata poczwara zwana Rach właśnie się zapodziała więc przypuszczam, że to jej robota... Jak się okazało tym co leciało w moim kierunku był kawałek uda zająca. Czyli wojna. Po chwili po całym miejscu wcześniejszego ślubu zaczęło latać żarcie, o dziwo inne wilki też zaczęły rzucać jedzeniem, a ja jak najszybciej usunąłem się z pola bitwy zapalając jakoś futro aby spalić pozostałe na nim jedzenie. Zapach palonego białka, no świetnie, teraz będę capił.
Po chwili drogi niedaleko mnie pojawiła się prowodyrka całego tego badziewia.

- Wyszło całkiem nieźle! - zaśmiała się kij wie czy radośnie czy złowrogo.

- Całkiem, tylko po co odrazu mięsem rzucać? - zapytałem rozbawiony, przez co ona się zaśmiała. - A tak właściwie to co z tą odtrutką czy tam lejarstwem, jeden pies w sumie.

- Chyba gdzieś je mam.

- Chyba, to sobie ze mnie jaja robisz. Weź to sprawdź. - stwierdziłem, a wadera prychnęła.

- Nie ufasz mi?

- Życie mi jeszcze w miarę miłe, więc podziękuję.

- Pfff. - ponownie prychnęła po czym ruszyła w kierunku czegoś co wyglądało jak portal. Oczywiście, że polazłem tam również, ktoś w końcu musiał pilnować tej akcji z lekarstwem, nie jestem pewien czy ona serio chce im ją dać... Po chwili wyladowaliśmy w sumie to innym lesie poprostu. Po chwili drogi dotarliśmy do miejsca gdzie Rach rzekomo miała lekarstwo.

- Ummm DB? - zapytała

- Co? Nie mów, że nie masz tego lekarstwa...

- Ktoś mi je zajumał no... Szlag by to wczoraj tu było... Najwyżej trzeba będzie ubić jakąś gorgonę jak się nie znajdzie i tyle.

- Jakbyś była medykiem to nikt by chyba nie przeżył...

- Oh, dziękuję za taką dobrą opinię - (facepalm DB)

400 słów 

Rach? 
(Ale równo xD Tak bdw to chyba styl pisania przy DB jest tym mi najbliższym) 

16 marca 2019

Od Hanako CD. Guree

Uśmiechnęłam się.

- Oczywiście, że chcę powiększyć rodzinę. To moje marzenie.- odparłam, jednak uśmiech po chwili zszedł z mojego pyszczka. - Tylko moje się, że naszym pociechom, mogłoby się coś stać. Wtedy nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. - odparłam. Basior przytulił mnie, a ja poczułam, jak łzy napływają do moich oczu.

- Han, wszytko będzie dobrze zobaczysz. - odparł. Wtuliłam się w mojego męża i starałam się chociaż na chwilę zapomnieć o tym nieszczęściu. Po chwili poczułam zmęczenie. Guree widząc to uśmiechnął się delikatnie.

- Może pora odpocząć? - spytał. Uśmiechnęłam się delikatnie. Basior wstał, a ja uczyniłam to samo. Weszliśmy w głąb jaskini. Położyłam się, a Guree zajął miejsce obok mnie. Położył swoją głowę na moich plecach.

- Staraj się myśleć pozytywnie kochana. Nie daj, by złe myśli opanowały twój umysł. - powiedział, a ja poczułam się lepiej.

- Dziękuję Guree.- odparłam. Po chwili zamknęłam oczy i zasnęłam. Obudziłam się z samego rana. Nie czułam się dobrze. Moją pierwszą myślą było to, że jestem głodna. Udałam się więc na polowanie. Nie widziałam Guree w jaskini, więc pewnie ruszył na trening. Ostatni Shi znacznie bardziej przygląda się do treningów. Może to dlatego, że demony są coraz silniejsze? Sama nie byłam do końca pewna. Udałam się do lasu i złapałam trop ofiary. Udałam się w jej kierunku. Była to nieduża łania. Chwilowo zwątpiłam, że uda mi się ją upolować, ale przypomniały mi się słowa Guree, które kiedyś wypowiedział. Miałam wierzyć, że mi się uda. Nie mogłam wątpić. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam skradać się do łani. Gdy byłam już blisko skoczyłam i wypiłam w nią swoje kły. Po ciężkiej walce łania padła, a ja mogłam ją zjeść. Po posiłku wróciłam do jaskini. Głowa bolała mnie dosyć dziwnie. Raz bolała mocniej, raz słabiej. Czasem ból znikał, a po chwili powracał. Czułam, jak zaczynam tracić siły przez to. Położyłam się na wejściu do jaskini i z uśmiechem wyczekiwałam Guree. Jednak z czasem czułam się dziwnie senna. W pewnym momencie zasnęłam. Obudził mnie Guree gdy wchodził do jaskini.

- Wybacz nie chciałem cię budzić.

- Nie szkodzi. Ja i tak nie miałam zamiaru spać. Jakoś poczułam się zmęczona, choć niedawno wstałam.

- Może się nie wyspałaś.

- Możliwe. Wczoraj dużo się działo.

- Nawy za dużo.- odparł Guree z uśmiechem. Również się uśmiechnęłam.

- Masz rację.  Czy to nie dziwne, że często spotykają nas takie dziwne przygody? - spytałam z uśmiechem.

382 słów 

Guree ? 

Od Scourge CD. Ripred'a

Wstałem i wytrzepałem się. Uśmiechnąłem się w kierunku basiora.

- Nie wiem coś odpierniczył, ale podobasz mi się. - odparłem, a basior zaśmiał się. Byłem lekko zdziwiony jego zdolnościami, ale wilk był całkiem fajny.

- Może kiedyś to powtórzymy? - spytał, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

- Jasne, że tak. Tylko tym razem chyba skupię się bardziej na małym treningu.

- To czekam na rewanż.- odparł i odszedł. Podszedłem do czarnego basiora, który wcześniej przytargał mnie na tereny watahy.

- Siemasz.- powiedziałem, a basior potraktował mnie lodowatym spojrzeniem.

- Witaj.- odparł.

- Mam wrażenie, że w twoim ”witaj” słychać nutkę ”zdechnij, jak najszybciej i daj mi święty spokój”. - odparłem z uśmiechem.

- Jesteś bardziej bystry niż myślałem.- odparł. Zamerdałem radośnie ogonem.

- A dziękuję, dziękuję. Miło to słyszeć. Miło było również poznać wilka ziejącego lodem bez mocy. - odparłem. Wilk prychnął, a ja z uśmiechem odszedłem. Jakoś zachciało mi się śpiewać, więc czemu by nie zaśpiewać?

Czasem przychodzi powoli
Czasem przychodzi wieczorem
Przychodzi z upalnym latem
Razem z zimą razem z mrozem

Zakopuje cię po cichu
Zakopuje tuż pod schodem
Starzeje się co już stare
Nie młodnieje to co młode

Czasem przychodzą parami
Czasem przychodzą o świcie
Wchodzą prędko i chowają
W swoją kieszeń Twoje życie

Czasem przychodzi powoli
Czasem spotkasz ją po drodze
Przyjdzie nawet tuż nad ranem
Abyś się nie zbudził się w porę

I błąka się po dolinach
I błąka się po dolinach

Kiedy przychodzi powoli
Kiedy przychodzi na ranem
W imię ojca z własnej woli
I na wieki wieków amen

Czasem przychodzi po zmroku
Przyjdzie nawet gdy za ciasno
Kiedy wchodzi głuchną ściany
Dzwony milkną świece gasną

Czasem przychodzi powoli
Czasem przychodzi na zmianę
W imię ojca z własnej roli
I na wieki wieków amen

Czasem przyjdzie po dzienniku
Przyjdzie czasem po pogodzie
Wejdzie zawsze w złej godzinie
Przyjdzie zawsze o złej porze

Czasem przychodzi w niedziele
Czasem przemyca się w zbrodniach
Mieszka czasem w samobójstwie
I normalnym dniu tygodnia

I błąka się po dolinach
I błąka się po dolinach

Kiedy przychodzi powoli
Kiedy przychodzi na ranem
W imię ojca z własnej woli
I na wieki wieków amen

Gdy skończyłem piosenkę, usłyszałem czyjś śmiech. Spojrzałem w bok i zauważyłem fioletowego basiora.

- Jak się podobało?- spytałem z uśmiechem.

359 słów

Ripred ?

( Koniec Świata - Piosenka o śmierci )



15 marca 2019

Od Amerdill CD. Avalon'a te Amor

Wadera spojrzała na lekko kłaniającego się basiora i również skłoniła głowę na znak przywitania. Nie wiedziała czemu ale zachowanie wilka wydało jej się odrobinę sztuczne, mimo, że jego obecność jakoś szczególnie jej nie przeszkadzała.

- Nazywam się Amerdill. - powiedziała po czym z uśmiechem wyminęła wilka i dalej ruszyła przed siebie, była pewna, że basior nie był zbyt chętny na rozmowę, a przywitał się z nią tylko z grzeczności, nie chciała więc go zatrzymywać. Jednak niespodziewanie wilk się odwrócił i zapytał za odchodzącą waderą:

- A ciebie nie interesuje kim jestem? - zapytał lekko zainteresowany zachowaniem wadery, wydała mu się nawet ciekawa, więc uznał, że mógłby z nią trochę porozmawiać.

- Myślałam, że nie masz ochotę na czyjekolwiek towarzystwo. Takie przynajmniej dajesz wrażenie. - stwierdziła, a basior zmierzył ją swoim zimnym wzrokiem. - Ale jeśli chcesz chętnie Cię poznam, więc jak się nazywasz? - dodała po chwili z uśmiechem. Avalon spojrzał z nieukrywanym zaciekawieniem, wadera wydała mu się wyraźnie inna od tych które kojarzył z dworów oraz królewskich watah. Nie imponowało mu to zbytnio, ale wydawało mu się to zwyczajnie interesujące.

- Zwę się Avalon te Amor. - powiedzie dumnie dwukolorowy basior, a wadera z uśmiechem skinęła głową.

- Miło poznać, ale tak czy siak muszę wracać do pracy więc do zobaczenia. - stwierdziła Amerdill, a Avalon spojrzał w jej kierunku pytająco jakby chciał się zapytać czym wadera może się zajmować. - Bardzo łatwo odgadnąć o co Ci chodzi, wiesz? Jestem kowalem. - powiedziała wadera, a basior spojrzał na nią lekko zdezorientowany. Trudno było mu wyobrazić sobie delikatną waderę jako kowala wykuwającą zbroję.

267 słów

Avalon?

Od Guree CD. Hanako

Spojrzałem ze zmartwieniem na Hanako. Wyglądała na naprawdę zmartwioną całym zajściem. Nie dziwię jej się - jeden z piękniejszych dni w życiu, a zjawa, która nazywa się naszą wróżką chrzestną rzuca na nas jakąś klątwę. Westchnąłem ciężko, opierając łeb o waderę.
- Sam nie wiem. Co to w ogóle znaczy... klątwa, nieszczęście. Co miało na myśli... - mruknąłem. - Pozostało nam chyba jedynie śledzić los zdarzeń kolejnych i liczyć, że zrozumiemy o co chodziło i czym jest odtrutka.

- Odtrutka! - powiedziała głośniej Hanako, podnosząc gwałtownie głowę. Uśmiechnąłem się spokojnie.

- Skoro stworzenie o tym wspomniało, to musiało mieć powód. - uznałem. - Cokolwiek los przyniesie, mamy siebie, watahę, rodzinę...

- Masz rację. Damy temu radę, póki nie odnajdziemy odtrutki na klątwę. Myślisz.. - wadera spojrzała na mnie z lekką niepewnością.

- Cóż się stało kochana? - podniosłem głowę. Hanako westchnęła, jakby przenosząc wzrok  na pustą przestrzeń.

- Myślisz, że wataha stanie za nami, gdy nadejdzie taka nagła potrzeba? Nie chcę aby komukolwiek z naszej winy coś się stało... - odparła cichym tonem, jakby lekko złamanym.

- Wataha jest jak druga rodzina. Możemy im ufać, a oni nam. Nie pozwolę aby komuś stała się krzywda z powodu jakiejś klątwy. - stwierdziłem stanowczo. - Wiem, że martwisz się o bliskich, jak i przyjaciół i tych nowo poznanych. To chyba już jest zapisane w naszej naturze.. ta obawa przed utratą, czy chociażby krzywdą innych, szczególnie osób bliskich naszemu sercu.

- Masz rację. - westchnęła Hanako. Spojrzałem jej w oczy. Czekają nas prawdopodobnie ciężkie tygodnie, miesiące, a nawet i może lata.

- Damy radę temu wszystkiemu. Wierzę w to. Wierzę, że przezwyciężymy klątwę, spędzimy nie jeden wspaniały dzień, odeprzemy każdy atak na watahę, obronimy co nasze. Wierzę, że znajdziemy jeszcze w swych długich życiach nie jednego fantastycznego przyjaciela, będziemy szczęśliwą rodziną oraz wychowamy własne potomstwo. - westchnąłem z uśmiechem, wyrywając się z kompletnego zamyślenia na temat przyszłości. Spojrzałem niepewnie na waderę, która z podobnym wyrazem pyska wpatrywała się we mnie. Zaśmiałem się. No tak, gapa ze mnie... - Znaczy, jeśli oczywiście zamierzasz powiększyć rodzinę.

318 słów

< Hannn? :3 Jakoś przyjemnie pisze mi się ten wątek. >

Od Ripred'a CD. Avalon'a te Amor

Fioletowy basior spojrzał lekko zdziwiony na nowo poznanego basiora.

- Aż tak śpieszy Ci się żeby trenować? Nie ma problemu, co chciałbyś zobaczyć na początek? - zapytał starając się być jak najbardziej uprzejmy, mimo to jednak czarno-biały basior nie wyglądał na zbyt zadowolony z jego towarzystwa. Jako, że basior w koronie nie był z byt skory na rozmowę Ripred lekko poirytowany przewrócił oczami i ruszył przed siebie zmuszając wilka aby poszedł za nim.

- W takim razie po prostu z grubsza pokażę Ci tereny, a potem pójdziemy na arenę. - stwierdził po chwili Ripred. Nie miał ochoty użerać się z jakimś naburmuszonym wilkiem zachowującym się jak wielki władca. Mimo, że wiedział, że nie powinien oceniać go z marszu to jednak nie był w stanie wyobrazić sobie, że Avalon był miłą osobą. Starał się oprowadzić go jak najszybciej, przez co ominął parę mniej ważnych miejsc, nawet nie starając zacząć ponownie rozmowy. Drugi basior również nie był chętny do podjęcia podobnego przedsięwzięcia, szli więc w ciszy, a pojawiającą się właśnie na horyzoncie arenę fioletowy basior potraktował jak wybawienie. Był ciekawy co akurat teraz trenują, wiedział, że jemu samemu trening również by się przydał jednak przez obrażenia nie mógł jeszcze trenować z czego nie był zachwycony. Brakowało mu ruchu i miał wrażenie, że nadmiary energii w najbliższym czasie rozniosą go. Na jego szczęście lub i nie szczęście właśnie trwał trening na którym o dziwo było sporo wilków, zazwyczaj na treningach czarnego basiora pojawili się tylko wojownicy Guree i Rodeo, jednak tym razem był to też Scourge i Xever. Ripred oraz Avalon udali się na bok siadając na czymś w rodzaju trybun dzięki czemu mogli oglądać trening. Pierwszym wilkiem, który zwrócił uwagę na ich obecność był rogaty basior.

- A ty czemu się obijasz? O ile pamiętam dalej wisisz mi rewanż! - zawołał wesoło basior na co fioletowy wilk również się zaśmiał wstając szybko. Miał wielką ochotę po raz kolejny pokazać temu niedorobionemu smoku kto tu rządzi. Jednak zanim zdążył ruszyć w jego kierunku usłyszał głos Shi.

- Chyba was dwóch pogięło. Doskonale wiesz co mówiła Hanako. - powiedział spokojnie na co Ripred prychnął tylko wracając na swoje miejsce obok Avalon'a. Zapał Plagi również szybko zniknął, mimo, że bezpośrednio nie był podwładnym czarnego basiora mimo to nie miał zbytniej ochoty mieć z nim do czynienia mimo pewności, że wygra.

- Jesteś wojownikiem? - zapytał po chwili Avalon zainteresowany całym zajściem z przed chwili.

- Tak właściwie to nie, jestem alchemikiem. - stwierdził fioletowy basior wywołując spore zdziwienie malujące się na pysku wilka siedzącego obok. Chyba takiej odpowiedzi się nie spodziewał.

446 słów

Avalon?
(Stwierdziłam, że będzie lepiej jak ja też będę pisać z 3os w tym wątku xD)

Nowi Małżonkowie! Hanako X Guree

Od dziś Hanako i Guree stają się małżeństwem! Życzymy wam dużo szczęścia i niech wasze uczucia stają się coraz silniejsze! Niech Miwra ma was w opiece i zsyła na was swoje łaski!


Od Hanako CD. Guree

Nareszcie nadszedł ten dzień. Dzień, na który czekałam tak długo. Nie mogłam doczekać się ceremonii. Chciałam, by wszystko wyszło cudownie. Przygotowania trwały od rana. Joena znalazła piękne drzewo, które doznało zaszczytu, stania się Drzewem Życia, przy którym odbędzie się ceremonia. Cały czas czułam niepokój, podekscytowanie i może lekki strach. Jednak cały czas starałam się opanować. Czasu pozostało już niewiele. Niedługo nadejdzie południe. Ariena przyniosła mi piękny, różany wianek i ułożyła go na mojej głowie. Gdy oznajmiła, że już czas, serce przyspieszyło mi jeszcze szybciej. Gdy dotarłam na miejsce wszyscy zebrani wstali i odeszli kawałek. Podeszłam do Joeny oraz Guree. Czułam ciepło na sercu. Cieszyłam się z tego dnia. Stałam na przeciw tego jedynego. Tego, który skradł mi serce. Joena spoglądała na nas z uśmiechem. W pewnym momencie zauważyłam, jak Shi również się uśmiecha. Wzruszyłam się na to wszystko. Joena zaczęła wygłaszać długą mowę.

”Dziękuję wszystkim zgromadzonym za przybycie. Dziś w naszej watasze mamy wyjątkowy dzień. Dwoje naszych członków zwiążę się dziś ze sobą. Guree, wojownik alfa i od niedawna samiec beta zwiążę się z Hanako, naszą pomocniczką oraz medyczką. Spoglądając tu na was czuję radość. Widzę was uśmiechniętych i pewnych swej decyzji. Małżeństwo wiąże dwa wilki stałą więzią, która złącza ich serca. Miłość jest silnym uczuciem, które bije od was i zaspokaja moje obawy. Jestem pewna, że będziecie ze sobą szczęśliwi.”

Słysząc te słowa, starałam się nie rozpłakać. Były one naprawdę piękne i chwytały za serce. Po jeszcze kilku słowach Joena zwróciła się do Guree.

- Guree czy bierzesz Hanako za żonę i ślubujesz jej miłość i wierność aż do końca waszych wspólnych dni? - zapytała Joena i uśmiechnęła się.

- Tak biorę.- odparł Guree.

- A czy Ty, Hanako, bierzesz Guree za męża i także ślubujesz mu miłość, wierność aż po kres waszych dni?

- Tak biorę. - odparłam.

- Poproszę więc o obrączki.- odparła Joena. Po tym, jak nałożyliśmy sobie wzajemnie obrączki, alfa z uśmiechem powiedziała.

- Skoro nikt nie sprzeciwia się temu związkowi, jako alfa Watahy Najskrytszych Marzeń mam zaszczyt ogłosić was mężem i żoną. Niechaj łaski Mirwy spłyną na was i niech owa bogini ma was, w swojej opiece. Możecie styknąć się noskami.- powiedziałam Joena. Miałam wrażenie, że wszystko staje w miejscu. Po tym, jak razem z Guree stykneliśmy się nosami, ciemność opanowała niebo. Dziwna czarna mgła zaczęła unosić się nad ziemią. Poczułam strach. Niepokój rozniósł się między członkami. Nagle przed nami pojawiły się jakiś dziwny, czarny wilk. Guree zasłonił mnie oraz Joenę. Posłałam w kierunku wilka falę lodu, która jednak nie zadziałała, gdyż przeniknęła przez niego.

- Nie cieszycie się na przyjazd waszej wróżki chrzestnej? - spytał, wilk. Zauważyłam, że nie otworzył pyska.

- Czego chcesz?

- Och? Ja tylko przyszłam wam pożyczyć wesołej śmierci w dniu ślubuuuu... tsa... i oprócz tego.. co to tam miało być? A, no tak. Klątwa.- razem z Guree spojrzeliśmy na upiora niezrozumiale.

- Będziecie mieć pecha! Cieszycie się? - odparł dym i  zaczął skakać dookoła nas, tym samym zagęszczając dym. Nagle wilk
stanął przednimi łapami na ziemi, i małe czarne pyłki wsiąknęły we mnie i Guree.

- Miłej zabawy! Oczywiście posiadam odtrutkę... ale to w swoim czasie - mruknął znikając w mgle. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Klątwa? Nie chciałam, by okazało się to prawdą. Wszyscy zebrani zaczęli pytać się wzajemnie. Odtrutka? Jaka odtrutka? O co chodziło? Wie ktoś co to było? Ja natomiast poczułam się dosyć dziwnie.

- Wszyscy niech wracają do swoich jaskiń.- odparła Joena.  Razem z Guree udałam się do naszego domu. Położyłam się, a Guree tuż obok mnie.

- Dlaczego to tak się skończyło?- spytałam, a łzy napłynęły mi do oczu.

581 słów 

Guree? 



14 marca 2019

Od Avalon'a te Amor do Amerdill

Zima. Pora roku, za którą Avalon nie przepadał. Dokładniej nie przepadał za mokrym futrem. Tyle z nim problemów. Zimne i mokre futro nie jest godne króla. Avalon kroczył dumnie w kierunku morza. Może i nie przepadał za mokrym futrem, ale musiał się przecież wykąpać, prawda? Brudny król, to nie król. Mimo iż Avalon nie był królem tutejszej watahy, dalej miał przecież małą cząstkę władzy z poprzedniej watahy. Dalej czuł się, jak ważna osoba. Nie objął jednak, żadnego stanowiska w watasze. Stwierdził, że nie nadaje się do niczego innego, jak do zarządzania. Nie było jednak wolnego stanowiska, które spełniało ten warunek. Tak więc został zwykłą omegą. Gdy Avalon dotarł na miejsce, którym był piaszczysty brzeg morza, zasiadł na nim. Słońce dopiero wschodziło, gdy Avalon się tam znajdował. Spoglądał w jego kierunku tak, jak kiedyś spoglądał razem z matką. Zaczął się zastanawiać. Dlaczego? Dlaczego matka odeszła bez słowa? Był zły za to co zrobiła, ale był pewien, że mógłby jej przebaczyć po czasie. Wstał z westchnieniem i podszedł do wody. Spojrzał na nią krzywo. Po chwili jednak zamoczył jedną łapę. Poczuł zimno, które zniechęciło go do kąpieli. Jednak musiał to zrobić. Nie może przecież być nieczysty. Zamoczył kolejne trzy łapy. Z niesmakiem wszedł głębiej. Po woli zaczął chlapać swoje ciało. Gdy już w miarę przyzwyczaił się do zimna, zanurzył się. Jego kąpiel nie trwała za długo gdyż niemile uczucie zimna dokuczało basiorowi. Przypomniał on sobie urywek wspomnień, gdy jego matka kąpała go w morzu. Pamiętał, jak się wiercił, a matka z uśmiechem ciągnęła kąpiel. Z czasem mały Avalon nauczył się, że nie należy wiercić się podczas kąpieli. Gdy Avalon skończył się kąpać, wyszedł na brzeg i otrzepał się z kropel wody, które pozostały na jego futrze. Rozejrzał się. Okolica wydawała mu się całkiem przyjemna. Nie dziwił się, że alfa postanowiła właśnie tu założyć watahę. Sam zdecydowałby się na taki krok, gdyby napotkał takie tereny. Nagle Avalon usłyszał szelest liści, który dobiegał z krzaków, znajdujących się za nim. Odwrócił się w ich stronę i ze stoickim spokojem czekał na to, co się za nimi czaiło. Wyłoniła się z nich szara wadera o nietypowej grzywie. Avalon skrzywił się wewnętrznie. Jako dżentelmen musi podejść i przywitać się z waderą. Skierował kroki w jej kierunku. Gdy ta spojrzała w jego oczy, Avalon zatrzymał się, wyprostował i z lekko unirzoną głową przywitał się.

- Witaj. Zwę się Avalon te Amor. - zaczął. - Jakież imię nosi niewiasta, jak ty?- spytał lekko się kłaniając, jak na dżentelmena przystało.

407 słów 

Amerdill? Mam nadzieję, że Avuś, aż tak cię nie zniechęcił :)

12 marca 2019

Urodzinki Kangi'ego!

Kochani wczoraj był kolejny wyjątkowy dzień w naszej watasze. Kangi obchodził wczoraj swoje urodzinki. Z tej okazji życzymy Ci:

~Dużo weny!~ jest ona bardzo ważna jeśli chce się pisać cudne opka, a twoje są wspaniałe. Każde przepełnione akcją, a czasem nawet grozą ( podstawiają ogary oraz demony ;) )

~Zdrowia!~ Szaman nie może być przecież chory, prawda? Pełni bardzo ważne funkcje.

~Ciągłych sukcesów!~ Byś ukończył swoje szkolenie w stu procentach i zdał je jak najlepiej.

~Wytrwałości!~ Przyda ci się do walki z demonami, ogarami, czasem smokami.

~Cieroliwości!~ Należy ci się, byś wytrzymał w otoczeniu demonów ( Alfy również xD )

~Spełnienja Marzeń!~ To dzięki marzeniom jesteśmy wyjątkowi, a ty jesteś naprawdę wyjątkowy. Nie znam drugiego takiego szamana.

~Zatyczek do uszu!~ Jak Ariena zacznie śpiewać spóźnione sto lat to się przydadzą xD.

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Chcę Cię przeprosić za to, że życzenia są spóźnione, ale ostatnio mam małe kłopoty. Z okazji urodzin otrzymujesz od nas 10ms, 1 UM i eliksir urodzinowy. Możesz napisać opowiadanie z jego użyciem, żeby spełnić swije jedno życzenie! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

~Życzy Alfa oraz inni członkowie watahy

Od Rachel do DB ,,MUCHA HA HA HUE HUE HŁA (XD)"


Jak mi się nocowało? No cóż, ujdzie. Gdy wstałam miałam nie fajne uczucie w gardle. Jakby choroby. Głowa mnie bolała i było mi jednocześnie zimno i gorąco. Co za beznadziejny pora-ej. Potrząsnęłam gwałtownie głową.
- DB! - wydarłam się do ucha basiora. Ten podniósł leciwie powieki jakby pytając mnie po kiego chuja budzę go o tak wczesnej porze.. (dla mnie wcześnie to 10 rano). A miał prawo się wyspać po wieczorze kawalerskim
- Co się drzesz niewyżytku
- Która godzina?  - samiec ziewnął i popatrzył z ukosa na wejście do jaskini. Ten to przynajmniej miał na czym spać - Gdzieś tak po 9?
- OCH SHIT - szybko się podpaliłam by "zmyć" z siebie senność. Gdy było zimno to tak robiłam, gdy nie chciałam się w wodzie moczyć. Zaczęłam załatwiać dziwne sprawy, nawet Amena zwołałam, i gdy ten mi jakąś dziwną fiolkę z moim kochanym płynem, walnęłam go w głowę i odesłałam z powrotem. Ogólnie zaczęłam nie spokojnie dreptać po jaskini, aż w końcu wybyłam na dwór  i zaczęłam poprawiać moje pentagramy. Basior najwyraźniej nie był tym zbytnio zaciekawiony, więc nadal leżał, przez co widziałam tylko jego plecy. Ugh... mógłby się chociaż przejąć tym że odkrył jakiś żywioł. Tylko szkoda że nie śmierć albo mrok. Nosz trudno.
- Theá tou skótous Nyx, akoúste tis klíseis mou... - zaczęłam wzywać boginię po grecku gdy spalałam zająca jako dar dla niej. Gdy skończyłam formułkę, a z zająca nic już nie zostało, dym zamienił się na dziwnie fioletowy, i przede mną pojawił się pergamin, posypany dziwnym czarnym proszkiem. Zaciesz. Została tylko godzina. Co przez ten czas robiłam? Ogólnie miotałam się jak oszalała a DB się temu wszystkiemu przyglądał jakby trochę znudzony. Za bardzo sie przejmowałam, prawda? Gdy ślub się już zaczynał, uruchomiłam pentagram.
- Wiesz co masz robić prawda? - spytałam stoją pośrodku niego
- Z twoją instrukcją  obsługi - samiec popatrzył na w luj długi pergamin moich rozpisków - to raczej nic złego się nie stanie.

***Time skip***

Był to ładny dzień, nie powiem, jednak wiatr.. ugh. Moja cienista forma co chwila mieszała się z wiatrem i gdzieś płynęła. Ależ to było upierdliwe. Basior przyszedł na czas, i nie stwarzał żadnych złych pozorów. Denerwowałam się tak, jakbym to ja miała brać ślub, chociaż z moich doświadczeń powiem, że pewnie na tym ślubie bym się nie stresowała, tylko się zastanawiała czy czegoś nie poknociłam i czy to dobry dzień. No ale, wracając. Gdy nadszedł ten moment, kiedy nasze 'małżeństwo" zetknęło się nosami, szybko rozłożyłam pergamin
- elefthérosi - szepnęłam, a pył który na tym pergaminie był, migiem rozniósł się w powietrzu, stwarzając wrażenie, iż jest bardzo ciemna noc, bez blasku na niebie, do tego jakby czarna mgła unosiła się na ziemi. U zgromadzonych wyczuć było niepokój czy strach. DB był całkiem dobrym aktorem. Błyskawicznie wtopiłam się w czarny pył. Nad watahą obecnie panowała czarna noc, mimo, iż był środek południa. W końcu, zasłaniając całą widownię pojawiłam się przed parą i alphą. Jak dokładniej wyglądałam? Już opisuję. Czarny nie materialny wilk z czerwonymi oczami, smoczymi skrzydłami, i od brzucha w dół pozbawiony ciała, tylko sam dym. Zapachu ani wcześniejszego głosy nie posiadam, ale minusy tego wszystkiego są bardzo ułomne. Np: wyglądam okropnie, moje myśli szybko podlegają rozproszeniu i w szybkim tempie zapominam co robię, gdzie jestem i kim jestem, oraz nie mogę się upić. To ostatnie najgorsze. Guree (bo się dowiedziałam od DB jak tej basior ma na imię) zasłonił dwie wadery patrząc na mnie groźnie. Samica za nim jednak była bardziej odważna niż się wydawało, i znowu posłała w moją stronę falę lodu, która przeze mnie przeleciała, no bo w sumie... zaraz. Z czego tak właściwie byłam zbudowana? Dobra, znowu odbiegam od tematu.
- Nie cieszycie się na przyjazd waszej wróżki chrzestnej? - spytałam, jednak nie otwierałam pyska. Czas klątwy Nyks powoli się kończył. Musiałam się streszczać
- Czego chcesz? - typowe pytanie, mech...
- Och? Ja tylko przyszłam wam pożyczyć wesołej śmierci w dniu ślubuuuu... tsa... i oprócz tego.. co to tam miało być? A, no tak. Klątwa.
- ?
- Będziecie mieć pecha! Cieszycie się? - zaczęłam skakać dookoła nich, tym samym zagęszczając dym. Oczywiście na tyle, na ile może skakać wilk z dymem zamiast tylnych nóg (to chyba nie jest dym. Luj wie co to) W czasie gdy to mówiłam mówiłam moją grecką formułkę klątwy w głowie, by zaoszczędzić na czasie. Wreszcie gdy mi się udało, stanęłam przednimi łapami na ziemię, i małe czarne pyłki wsiąknęły w dwójkę świeżo poślubionych.
- Miłej zabawy! Oczywiście posiadam odtrutkę... ale to w swoim czasie - mruknęłam znikając w mgle, by chwilę po tym się ulotnić w las, póki jeszcze był czas, zamienić się w ogień, i wrócić na przyjęcie w porę, bym nie wzbudzała podejrzeń, biorąc wcześniej upolowanego królika by było że tam siedziałam niby cały czas ale poszłam po jedzenie, i usiadłam obok DB akurat gdy mgła opadała, i słychać było zaniepokojone szepty typu: odtrutka? Jaka odtrutka? O co chodziło? Wie ktoś co to było? i tp i td. Pergamin Nyks uległ samozniszczeniu, więc w sumie nie było żadnych śladów. teraz tylko czekać na rozwój sytuacji

< DB? Huh, długie to>



821 słów 

Od Guree CD. Kangi'ego

Warknąłem potężnie i spojrzałem w kierunku Kangi'ego, który właśnie rozpoczynał pojedynek. Demon był stosunkowo zdezorientowany, co dało nam chwile.

- Co one od Ciebie chcą, przecież jesteś nieśmiertelny. - mruknął młody samiec, skacząc w lewo, by demon podążył za nim.

- Chyba właśnie o to chodzi. O tę moc. - odparłem, biegnąc za demona, by Kangi miał idealny kąt do ataku. - Poza tym, jestem zwykłym białym wilkiem, niemagicznym.

Czarny basior skoczył gwałtownie na demona, który wyraźnie mocno zdezorientowany ulotnił się i wyraźnie nigdzie w pobliżu nie powrócił. Zaskakujące.
- One stają się coraz bardziej uporczywe. - mruknął Kangi.

- Masz rację. - westchnąłem.

Ruszyliśmy w kierunku Jeziora Nadziei. Przyjemne promienie słoneczne muskały delikatnie nasze futra, dając znak, że wiosna już niebawem spowije nasze tereny, ożywi drzewa i łąki, a ciepło zacznie dawać o sobie znać. Ptaki śpiewały relaksujące pieśni, a cały świat w około wydawał się być taki spokojny.. jakby jeszcze chwilę temu nic tu nie zaszło.

- Jak Ci życie mija, drogi Kangi? - zapytałem, uśmiechając się ciepło do samca.

162 słowa
< Kangi? >
Ten brak weny i czasu robi się męczący.

Od Guree CD. Hanako

Już od samego początku wieczoru panieńskiego atmosfera była luźna, przyjemna. Robiliśmy sporo głupich rzeczy, urządziliśmy nawet mini bitwę resztkami stworzeń, które były uprzednio naszymi obiadami. Czas mijał naprawdę szybko i beztrosko, aż  można by przypadkiem zapomnieć o całym celu owego zgromadzenia obywateli płci męskiej. W pewnej chwili Shi poszedł do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Oh nie...

- Guree. - odparł, stając przed mną.

- Słucham Cię. - westchnąłem, lecz mimowolnie czułem jak lekki uśmiech nachalnie wpływa na wyraz mojego pyska.

- Jutro żenisz się z moją młodszą siostrą i choć już raz, a nawet i dwa razy to mówiłem to powtórzę po raz kolejny. - odparł stanowczo. Z całych sił powstrzymywałem uśmiech. Już dobrze wiedziałem co Shi zaraz powie... - jak coś jej zrobisz... skrzywdzisz, zdradzisz... cokolwiek, przez co by cierpiała. Nie ręczę za siebie. Nogi z dupy Ci powyrywam. Znajdę sposób aby także jak Ty zostać nieśmiertelny i będę truć Ci życie przez wieki.

- Ahh - westchnąłem i już teraz uśmiechu nie dałem rady powstrzymać. - za kogo mnie uważasz. Jutro przysięgnę Han wierność i miłość aż do końca. Będę jej bronił, nie pozwolę by ktokolwiek ją skrzywdził, w tym także i ja sam.

- Mm. - mruknął Shi. - Wierzę Ci na słowo. Ale także moich ostrzeżeń nie zapomnij.

- Nie zapomnę.

***
Kolejnego dnia z rana rozpoczęły się przygotowania. Do ślubu zostało kilka godzin, więc wszystko działo się bez pośpiechu. W pewnej chwili Ripred podszedł do mnie i powiedział, ze już czas. Ruszyłem wiec w stronę miejsca, w którym miała odbyć się uroczystość. Stanąłem przed Joeną, która miała udzielić nam ślubu i spojrzałem na całe zgromadzenie wilków. Było ich tak wiele..
Gdy Hanako pojawiła się za wszystkimi, Ci wstali i rozstąpili się na bok. Hanako podeszła do mnie i rozpoczęła się ceremonia.
Wadera wyglądała przepięknie, a szczęście które czułem było niewyobrażalne. Joena wygłosiła długie regułki obietnicy małżeńskiej i nastało już tylko to jedno,  najważniejsze pytanie.

- Guree czy bierzesz Hanako za żonę i ślubujesz jej miłość i wierność aż do końca waszych wspólnych dni? - zapytała Joena i uśmiechnęła się. Bez wahania odpowiedziałem „tak”. - A czy Ty, Hanako, bierzesz Guree za męża i także ślubujesz mu miłość, wierność aż po kres waszych dni?


353 słowa
<Han?>

10 marca 2019

Od DB CD. Rachel

-Tak wogóle to jaki mamy plan? - zapytałem ziewając gdy wadera po raz piąty poprawiała narysowany na zielmi pentagram gdyż był według niej krzywy... Eh.

- Ja przeklinam naszą kochaną parę, a ty skołujesz mi coś do żarcia. - stwierdziła dalej bazgtając po ziemi. Plan wyglądał na w miarę dopracowany, może nawet może się udać, pytanie czemu ja pomagam w nim tej walniętej waderze, kij w sumie wie. Może będzie zabawnie.

- Niech będzie. - rzuciłem odchodząc już prawie gdy nagle usłyszałem za sobą coś w stylu strzelających iskier. - Nie podpal mi domu Rach! - warknąłem patrząc na szalejący wokół ogień, który na szczęście wadera jakoś ugasiła po czym machnęła łapą w moim kierunku od niechcenia.

- Mam to wszystko pod kontrol... Tobie futro zawsze się tak fajczy, czy to nowe jakieś? - zapytała przekręcając głowę na bok po czym wróciła do niszczenia kory drzew w okolicy. Co ona bredzi, ten mech to był chyba zły pomysł... Po chwili jednak zauważyłem w najbliższej kałuży, że serio fajczy mi się futro. O kurcze, czyli jednak mam jakieś moce. Heh, zabawne. Nic to, muszę upolować coś tej czarownicy od siedmiu boleści... Po chwili udało mi się dorwać jakieś trzy zające, szybko poszło.

- Prosz. - powiedziałem rzucając w jej kierunku długouche ssaki. Niech tylko spróbuję grymasić to jej przyniosę kamienie...

214 słów 

Rach? 
(Chcesz kamień na kolacje xD?)

DB ODKRYWA ŻYWIOŁ OGIEŃ I MOC SFAJCZONEGO FUTRA

9 marca 2019

Od Hanako CD. Guree


Ruszyłam w kierunku jaskini Joeny. Cały czas czułam się dosyć niepewnie. Cóż to wszystko działo się tak szybko. Cieszyłam się i niepokoiła jednocześnie. Cóż ślub to najważniejszy i najpiękniejszy dzień, który nastąpi w moim życiu, ale bałam się. Bałam się, że nie jestem dostatecznie dobra na żonę, dla tak wspaniałego wojownika. Od goniłam jednak wszystkie złe myśli. Gdy dotarłam do jaskini siostry, zatrzymałam się. Wzięłam głęboki wdech, a następnie wydech.  Zapukałam niepewnie. Usłyszałam ciche proszę. Weszłam więc do środka. Gdy znalazłam się w głębi jaskini usłyszałam głośnie śmiechy.

- Uwaga Hanako przyszła!- krzyknęła jedna z Wader. Stanęłam niepewnie. Podeszła do mnie Yuki, po czym nałożyła na moją głowę wianek. Nie było na nim kwiatków, gdyż miał on symbolizować jeszcze mój nierozkwit. Dopiero jutro na ślubie, będę nosiła wianek z róż. Zaśmiałam się i podziękowałam wszystkim za wszystko.

- Kochana impreza dopiero się zaczyna.- zaśmiała się Daisy. Z tego co pamiętam jest odkrywcą. Bardzo ciekawy zawód. Joena wstała z legowiska, na którym leżała i podeszła do mnie.

- Mi kto by pomyślał. Moja mała Hanako już jutro bierze ślub.

- Skoro będzie mężatką, to już nie taka mała.- zaśmiała się Ariena.

- Jeszcze za mąż nie wyszła.- zauważyła Annabelle.

- Obrączki już ma.- zaśmiała się Amerdill. Byłam pod wrażeniem, że wszystkie wadery się zjawiły. Nie widziałam tylko jednej, niedawno poznanej Rachel. Ciekawe dlaczego nie zjawiła się. No cóż. Może nie miała ochoty?

- To co? Pora rozkręcić imprezę!- zaśmiała się Yuki.

- Tak. Jednak na początku wręczymy Han prezenty. - odparła Ariena. Wadery ustawiły się w niewielką kolejkę. Od każdej otrzymałam jakiś niewielki drobiazg. Każdy prezencik, mocno wzruszał moje serduszko.  Ariena podarowała mi ręcznie wykonany instrument. Daisy podarowała mi niezwykły, niebieski kamyk, który był naprawdę piękny. Annabelle wręczyła mi troszkę słodkości. Aniel podarowała mi niezwykłą torbę na zioła. Amerdill wyznała, że jej prezent dostaniemy jutro razem z Guree. Yuki wręczyła mi parę kolorowych piór. Joena natomiast wręczyła mi różę, którą umieściła w wianku.

- To na szczęście kochana.- powiedziała. Podziękowałam wszystkim z uśmiechem. Czułam jak łzy napływają do moich oczu.

- To jeszcze nie koniec.- zaśmiała się Ariena. Wszystkie razem zasiadłyśmy w kole.

- Zagrajmy w jakąś grę.- powiedziała Amerdill.

- Może zacznijmy od pytanie czy wyzwanie?

- Jestem za.- odparła jedna z Wader. Jako iż nie było słychać żadnych zaprzeczeń, zaczęłyśmy grę. Po około godzinie padło na mnie pytanie, które rozbawiło całe towarzystwo.

- Han pytanie czy wyzwanie?- spytała Amerdill z uśmiechem.

- Pytanie.- odparłam.

- Kiedy będą szczylki? - spytała Amerdill z uśmiechem. Wszystko wadery zaśmiały się i spojrzały na mnie wyczekująco.

- Cóż. Sama nie jestem do końca pewna.- odparłam niepewnie.

- Amer uważaj. Takie pytania przy alfie?- zaśmiała się Ariena.

- Dam radę.... Jakoś....- odparła Joena. Wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Po grze i wspólnym ocenianiu i polotkowaniu na temat basiorów, przyszła pora na różne porady od Wader. Wiele z nich było naprawdę przydatnych. Niektóre zaś nie sprawdziły by się w praktyce. Gdy skończyłyśmy Joe poprosiła, byśmy wszystkie wyszły. Gdy znalazłyśmy się na zewnątrz panował już mrok. Joena zagwizdała. Podleciał do nas Rea. Joe kiwnęła głową, a ptak odleciał w górę. Zaczął wykonywać różne piruety. Ciągnęła się za nim fala z ognia. Gdy Rea skończyła, powstał na niebie napis : Najlepszego Han. Czuła jak ciepło robi mi się na sercu. Resztę wieczora spędziłyśmy w radosnej atmosferze. Czasem zastanawiałam się, jak tam u Guree.

533 słów 

Guruś? Wybacz nie miałam na to pomysłu ;-;

Podsumowanie Lutego!

Witam moi drodzy!

Oto nasze trzecie podsumowanie. Wiem, że trochę opóźnione, ale jest. Rozpatrzymy teraz miesiąc Luty. Dołączyło do nas 5 wilków.  Oto spis opowiadań napisanych przez naszych członków:

Joena- 1
Amerdill- 4
Aniel-0
Annabelle-8
Ariena-10
Guree-13
Hairraya-6
Hanako- 8
Kangi-11
Ripred-10
Rodeo- 1
Shi- 6
Xever-0
Yuki-0
Strange-0
Frugo-0
Scourge- 2
Bubble- 7
Daisy- 0
DB - 1
Brego-11

Cóż z tego wynika? Nasza wataha jest mniej aktywna niż w poprzednim miesiącu, ale dalej aktywna!Nasz ranking wygląda następująco:

1 miejsce - Guree
2 miejsce - Kangi, Brego 
3 miejsce - Ariena, Ripred 


Wyżej wymienionym należy się jakaś nagroda nieprawdaż? Tak więc 1 miejsce otrzymuje 60 ms. 2 miejsce otrzymuje 30 ms, a 3 miejsce 20 ms.

Wyżej wymienionym chcę pogratulować i życzyć dalszych sukcesów.

~ Wasza Alfa Joena

Od Avalon'a te Amor do Ripred'a

Ciemność, gwiazdy na niebie, drzewa, las, cisza. To wszystko towarzyszyło Avalon'owi. Czuł gniew. Był zawiedziony, iż jego bracia obalili go. Prowadził przecież rządy takie, jakie prowadził ojciec. Były one dokładnie takie same, a ojca przecież nie obalili. Avalon był wściekły. Jego myśli były chaotyczne. Nie mógł się skupić na niczym innym, jak na rozmyślaniu. Dlaczego? Dlaczego jego bracia to uczynili? On jednak wolał przestać o tym myśleć. Sam osobiście uważał, że bracia oraz siostry byli zazdrośni. Korona daje władze. Korona tworzy króla. Czym różni się dobry król od złego? Dobry szybciej odpada z gry. Najlepszym sposobem na wygraną jest atak. Przykładem tego może być zwykła gra w szachy. Jeśli naszym sposobem na zwycięstwo będzie obrona, to nasza gra się już skończyła. Najlepszy jest atak. Król jest najważniejszy, a zadaniem pionków jest obrona króla, a najlepszą obroną jest zmasowany atak. Avalon często grywał w szachy z ojcem. To od niego nauczył się wszystkiego. Jego ulubioną lekcją, była nauka o prawdzie. Jest jeden król i jednocześnie korona. To zdanie na zawsze zagościło w sercu młodego księcia. Gdy bracia go obalili, utracił tytuł króla, lecz nie księcia. Chociaż w jednym stopniu mógł czuć się szczęśliwy. Cisza, która towarzyszyła basiorowi, zaczęła go drażnić. Sam jeden szedł przed siebie ku nieznanemu. Nie był pewien , czy natrafi na jakieś inne watahy. Liczył, że założy własną watahę i znów stanie się królem. Jednak to się nie stało. Samotnie wędrował już od dłuższego czasu. Znacznie stracił na masie, gdyż ciągłe wędrówki dają się we znaki. Avalon nie spał za dużo. Jego siły z dnia na dzień malały. Za każdym razem gdy upadał, podnosił się i mówił sam do siebie ,, Nie czas mi upadać. To dopiero początek.” Gdy wędrował po nieznanym mu lesie zauważył ciemniejszą jego stronę. Stanął na granicy dwóch lasów. W oddali dostrzegł białą sarnę. Musiał przyznać, że takiej jeszcze nie widział. Biel, kolor królewski. Czemu więc nie spróbować na nią zapolować? Avalon zebrał w sobie resztki sił. Ma zamiar pokonać tą sarnę i nie podda się. Zakradł się do niej i gdy był wystarczająco blisko skoczył. Ta jednak uniknęła ataku i popędziła w głąb lasu. Avalon chciał ruszyć za nią, lecz rozległo się głośne warknięcie. Zza krzaków wyszedł dziwnie wyglądający pies. Z jego paszczy kapała zielona maź. Avalon słyszał legendy o tych stworzeniach. Jeśli dobrze pamiętał to nazywały się one piekielne ogary. Avalon wykrzywił zniesmaczony pysk. Tak brudne i ohydne zwierzę w jego towarzystwie. Ogar warknął poraz drugi, lecz Avalon nie ruszył się. Nie miał zamiaru się dawać jakiemuś kundlowi. Warknął nisko na co ogar złożył uszy i uciekł. Basior poczuł satysfakcję, która prysnęła gdy usłyszał głośny ryk nad sobą. Odwrócił się, by ujrzeć ogromnego lwa ze skrzydłami i ogonem skorpiona. Uskoczył w ostatniej chwili. Chimera przygotowywała się na kolejny atak. Tym razem Avalon dostał. Pazury Chimery przecięły skórę na jego grzbiecie. Basior upadł, lecz starał się wstać. Rana jednak była na tyle złośliwa, że przez to iż piekła niemiłosiernie, utrudniała wstanie basiorowi. Chimera stanęła nad leżącym basiorem i przygotowała się do ostatecznego ataku. Nim się to jednak stało coś, a raczej ktoś rzucił się na nią. Avalon dostrzegł jedynie szarą i czarną kropkę, gdyż jego wzrok nie pozwalam na widzenie czystego obrazu. Avalon czując opady sił, zamknął oczy. Gdy basior otworzył je ponownie dostrzegł, że leży na czymś miękkim. Starał się ocenić swoje położenie, lecz wzrok nie wyostrzył się jeszcze. Gdy basior chciał wstać, poczuł ból. Znów upadł, lecz poskutkowało to podejściem do niego kogoś. Avalon spojrzał w górę. Biały rozmazany obraz. Kim ta osoba jest?

- Jak się czujesz? - usłyszał troskliwy głos. Nagle wzrok wyostrzył się, a jego oczom ukazała się biała, jak śnieg wadera. Jej piękne błękitne oczy przyglądały się mu z czułością. Nagle poczuł dziwny spokój.

- Gdzie jestem? - spytał smętnie.

- Znajdujesz się w medycznym skrzydle. Na terenach Watahy Najskrytszych Marzeń.

- Wataha? - spytał, a wadera przytaknęła z uśmiechem. Czuł, jak serce mu mocniej bije. Ale dlaczego tak się działo? Sam nie był pewien. Gdy przyglądał się samicy, dostrzegł, że jej oczy są bardzo podobne do oczu matki Avalon'a. Tak czułe, ciepłe. Może to dlatego tak się czuł? Gdy samica przyłożyła łapę do jego czuła drgnął.

- Spokojnie. Chce tylko sprawdzić czy masz gorączkę. - odparła wadera z uśmiechem.

- Jak masz na imię? - spytał Avalon, chcąc poznać imię tajemniczej wadery, która zajmuje się nim.

- Mam na imię Hanako. - odparła wadera z uśmiechem.

- Ja jestem Avalon te Amor. Były król Watahy  Rozkwitłej Róży. ( nazwa jest przypadkowa )

- Dlaczego były? - spytała wadera. Avalon zacisnął kły na dawne już wspomnienie.

- Zostałem obalony przez braci, a siostry przyglądały się temu, nic nie robiąc.- odparł, na co wadera posmutniała.

- Przykro mi.- odparła. Nagle do sali wszedł potężny czarny basior, od którego Avalon z pewnością jest wyższy, a tuż za nim dwa wilki. Fioletowy basior, który był chyba tego samego wzrostu co Avalon i szara wadera, która kroczyła dumnie niczym bardzo ważna osoba.

- Jak się czuje nasz wojak?- spytał śmiejąc się fioletowy basior. Avalon poczuł, że to sformułowanie go obraża.

- Mimo ogromnej i ciężkiej rany na grzbiecie, dzielnie walczył. Nie ma żadnych innych poważnych obrażeń. - powiedziała Hanako. Szara wadera rozmawiała z czarnym basiorem. Po chwili czarny wilk zbliżył się do Avalon'a, na co Avalon przyjął dumny wyraz twarzy.

- Dlaczego chciałeś polować w Mrocznym lesie?

- Mroczny las?- spytał Avalon.

- Miejsce w którym jest bardzo niebezpiecznie. Nie najlepszym pomysłem jest chodzić tam w pojedynkę.- odparł czarny basior.

- Nie znam waszych terenów, gdyż nie jestem stąd.- odparł Avalon.

- Kim więc jesteś? - wtrąciła szara wadera.

- Zwę się Avalon te Amor. Były król Watahy Rozkwitłej Róży.

- Ja jestem Shi, to jest Ripred, a to nasza Alfa Joena.- odparł basior pokazując po kolei siebie, fioletowego wilka, a na końcu szarą waderę, więc to dlatego kroczyła tak dumnie. Avalon skinął głową z uszanowaniem. Joena odwzajemniła gest.

- Miło nam cię gościć Avalon'ie w naszych progach. - powiedziała wadera.

- Czy mógłbym zostać tu na dłużej? - spytał basior. Szara wadera skinęła głową.

- Shi wraz z Ripred'em oprowadzą cię po naszych terenach, gdy tylko będziesz mógł stanąć na nogi. - odparła Joena, po czym z gracją opuściła salę medyczną. Avalon podziwiał jej postawę. Zimna, stanowcza. Godna królewskiej korony. Hanako podeszła do Avalon'a i przyłożyła coś do jego grzbietu. Basior syknął, gdyż poczuł pieczenie.

- Wybacz. Muszę odkazić ranę, zanim ją opatrzę. - odparła. Avalon zrozumiał, że nie mógł tego uniknąć, jeśli chcę szybko wrócić na nogi. Po dość długim czasie, jego rana została opatrzona. Hanako pozbierała wszystkie rzeczy i pozwoliła Avalon'owi zejść z legowiska. Avalon wstał. Chwiejącym krokiem podszedł do drzwi. Biała wadera ciągle przyglądała się mu z czułością. Avalon czuł się coraz dziwniej. Nieznane uczucie penetrowało go od środka. Basior opuścił salę medyczną, lecz gdy wchodził podziękował waderze za opiekę nad nim. Wyszedł z budynku położonego w sercu jakiegoś dziwnego lasu. Gdy tylko jego łapy stanęły na ziemi, zauważył basiory, Shi i Ripred'a jeśli dobrze pamiętał imiona. Mieli oni go oprowadzić po terenach. Podszedł do nich i stanął na przeciw.

- Hanako już skończyła? W takim razie możemy cię odprowadzić. - powiedział Ripred. Avalon ruszył za basiorami. Gdy szli poczuł dziwny niesmak do Ripred'a. Jak na Avalon'a był za żywy. Jednak jego uwagę przykuł cichy i spokojny Shi. Kroczył dumnie i dostojnie, podobnie jak Avalon. Może on będzie godny przyjaźni Avalon'a? Basior już podczas pierwszej rozmowy ukazał swój zimny charakter. Avalon był pewny, że Shi nadawałby się na przywódcę. Był lekko zaskoczony tym, że to wadera rządzi watahą, lecz widząc ją również dostrzegł dostojność i wyższość, które od niej biły. Dlatego zrozumiał, że nadaje się na samice Alfa. Avalon pogrążony w myślach szedł za Shi i Ripred'em. W pewnym momencie zatrzymali się, a Avalon wpadł na czarnego basiora. Ten odwrócił się z zimnym wyrazem twarzy. Avalon zachował powagę, gdyż chciał pokazać, że on również jest nieustraszony. Gdy ci spoglądali na siebie, fioletowy basior znudzony całą sytuacją podszedł do Shi i położył łapę na jego ramieniu. Szepnął coś basiorowi, co lekko zdenerwowało Avalon'a, gdyż nie lubił życia w niewiedzy. Shi przytaknął ze spokojem i odwrócił się w kierunku Avalon'a.

- Dalej prowadzi cię Ripred. Ja muszę ruszyć na Arenę. Dziś będą odbywać się tam treningi, a jako Generał muszę wszystko nadzorować. - odparł Shi. Avalon skinął głową. Gdy czarny basior ich opuścił, Avalon spojrzał na fioletowego wilka.

- Gdy skończymy oprowadzenie, to zajrzymy na treningi?- spytał Avalon. Był ciekaw, jak wyglądały treningi pod okiem Shi. Basior był stanowczy i zimny. Wojownicy musieli być naprawdę dobrze wyszkoleni.

1383 słów 

Ripred?