- Otóż w moim śnie potrafię się unosić, latam. Jestem wolna, szczęśliwa. W tem na mój grzbiet cieniste postacie zarzucają ciężkie, czarne łańcuchy. Spadam ku ziemi, przez chmury, korony drzew... kolejno przebijam się przez samą ziemię i tunelem w jej głębi lecę ku lawie. - przygryzłam język, wpatrując się w przestrzeń przed mną. - Z każdą nocą jestem coraz bliżej tej lawy, budzę się... jakby to nazywać. Em... za każdym razem budzę się nieco później. Zawsze czuję potworne zmęczenie, po policzkach lecą mi łzy, a całe moje ciało drży.
- Hmm.. - mruknął samiec. Wydawał się być zamyślony, więc dalej szliśmy w ciszy. W mglistym lesie było tak jak ostatnim razem: brak mgły, pełno fioletu i dziwnych zapachów. Podeszłam do pewnych ładnie wyglądających kwiatków. Przypominały pospolite przebiśniegi, lecz gdy je powąchałam, aż mnie odrzuciło do tyłu.
- Wszystko dobrze? - zapytał samiec, przystając. Kichnęłam raz, drugi, no i trzeci.
- Tak tak... - mruknęłam i podbiegłam ponownie do samca.
169 słów
< Hairraya? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz