- Witajcie, nazywam się Denegres. Jestem ojcem wszystkich tu obecnych Sweti. - uśmiechnął się.
- Dzień dobry, jestem Amerdill, a to jest Guree. - przedstawiła nas szara wadera, a ja skinąłem głową na gest powitania. - Ojcem? Wow, duża armia...
- My, Sweti, mamy w naturze duże i częste mioty. Można powiedzieć, że jestem przywódcą jednego z dwóch pobliskich stad. - odparł dumnie Denegres. Wadera pokiwała głową w zrozumieniu, choć lekkie wręcz zdziwienie dalej było malowane w jej minie, gdy tylko zerkała na armię drobnych istotek.
- Dziękujemy za pomoc z imperialnymi tygrysami. - westchnąłem. Samiec uśmiechnął się.
- Nie ma problemu. Dlaczego tak właściwie Was gonili? Co narobiliście? - zaśmiał się Denegres.
- Rany... jak to opisać... pewien z tygrysów, który nie jest kowalem, wpuścił nas gdzieś, gdzie nie powinniśmy wchodzić. - uśmiechnąłem się. - No to gdy kowale wrócili z przerwy obiadowej, to się nieźle zezłościły...
- Kuźnia? - przechylił głowę samiec Sweti.
- Otóż to. - zaśmiała się Amerdill. - Chwila, czegoś nie rozumiem. Pewien czas temu zostaliśmy pogonieni przez Sweti... a teraz stają nam w obronie?
- Być może było to drugie stado. Jest ono bardziej... jakby to powiedzieć... agresywne. - zaśmiał się Denegres.
196 słów
< Amerdill? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz