- Jeszcze nas w Krwawym Lesie nie było. - uśmiechnąłem się, wytrzeszczając zęby.
- Ooo racja! No to ruszamy! - podskoczyła szarawa wadera, ruszając żwawo przed siebie.
- Podobno mają tam Imperialne tygrysy.. - rzekłem, uśmiechając się do Amerdill.
- Fakt, a stworzenia te są wybitnymi kowalami! - odparła nieco głośniej samica. Żwawym krokiem przemierzaliśmy las, aż zastała nas czerwonawa granica.
- Oto jesteśmy! - uśmiechnąłem się. Ostrożnie zagościliśmy las, rozglądając się w około. Czerwień spowijająca wszystko w około była naprawdę zachwycająca, a resztki śniegu na trawie wyglądały naprawdę genialnie.
- Piękna okolica. - stwierdziłem, biorąc głęboki wdech. - Myślisz, że spotkamy jakiegoś tygrysa?
- Ponoć jest tu ich sporo, więc to niewykluczone. - uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że będą w dobrym humorze.
- Haha, masz rację. Lepiej być gotowym na pogonienie. - mrugnąłem do Amerdill jednym okiem. Jak na zawołanie zza drzew wyszedł wielki, biały tygrys z rogami i długimi warkoczami. A więc tak one wyglądają... Na język cisnęło mi się powiedzenie "o wilku mowa...", lecz postanowiłem, że ugryzienie się w język w tej chwili jest najlepszą decyzją.
- Dzień dobry - odparł z uśmiechem samiec tygrysa. Na szczęście wydawał się mieć dobry humor...
186 słów
< Amerdill? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz