1 lutego 2019

Od Kangi'ego - Cień przyszłości

Był wczesny poranek, o dziwo tego dnia było naprawdę pięknie, słońce zaczęło już powoli wstawać, a delikatne promienie oswietlały śnieg. Jako, że Yuki wyszła gdzieś rano, prawdopodobnie do mglistego lasu, a Ari jeszcze spała postanowiłem się przejść, wcześniej prosząc Tobio, aby został i w razie czego powiedział Ari, żeby się nie martwiła. Kotu dłuższy sen wcale nie przeszkadzał więc zgodził się na taki plan. Przez cały czas zastanawiałem się nad całą tą sytuacją z Guree, czy ja naprawdę chciałem zostać wojownikiem? Czy to jest to czego chcę? Parę miesięcy temu bez wachania krzyknąłbym, że będę najlepszym wojownikiem świata, ale teraz... To dość skomplikowane... Po chwili rozmyślań zauważyłem, że znalazłem się w części lasu, którą rzadko odwiedzałem. Nie zraziło mnie to jednak i dalej szedłem przed siebie, gdy nagle drogę przebiegło mi coś czarnego. Odrazu zatrzymałem się jak wryty spoglądając w kierunku w które uciekło zwierzę. Uznałem, że to jakiś zając, więc zignorowałem to i ruszyłem dalej, jednak po chwili poczułem, że coś jest nie tak. Miałem okropne wrażenie, że powinienem się odwrócić i zobaczyć co jest za mną, ale z drugiej strony coś w mojej głowie krzyczało, żebym tego nie robił. Stwierdziłem, że to co krzyczało tp głos rozsądku, więc poszedłem dalej nie odwracając się, chodź miałem wrażenie, że coś mnie obserwuje. Nagle tuż przedemną na ziemię spadł jakiś wisior, miał on niebieski kamień z drobinkami w ładnym obramowaniu. Pochyliłem głowę aby mu się przyjrzeć, gdy nagle jakaś siła wręcz wepchnęła mi gp na szyję. 

~ Tak dużo lepiej~ usłyszałem głos, ale nie pochodził on ani z zewnątrza, ani z mojej głowy. Było to coś innego niż w przypadku rozmowy z kitsune. ~ To telepatia, słyszysz moje myśli, a raczej ich odtworzenie w woich czasach. Mówiąc w skrócie jestem tobą z przyszłości i chcę cię ostrzec. Co by się nie stało, NIE WRACAJ DZIŚ DO DOMU! A teraz idź przed siebie, aż do niewielkiego budynku ~ usłyszałem w głowie, a przedostatnie zdanie było wręcz wykrzyczane, głos ten wydawał się podobny do mojego, ale dużo niższy... 

Przez jeszcze jakiś czas stałem w miejscu czekając co się stanie, jednak gdy po dłuższym czasie nic nie nastąpiło spróbowałem zdjąć naszyjnik, ten jednak jakby przyczepił się mi do futra nie chciał zpaść mi z szyi. Ruszyłem więc ze zrezygnowaniem przed siebie, co tu się dzieje? Czy nie mogę chodź raz pójść na spokojny spacer? Po chwili na mojej drodze tak jak powiedział głos znalazł się budynek. Bez wiekszego przemyślenia sprawy podskoczyłem i złapałem w zęby coś w stylu liny z kołkiem i pociągnąłem do siebie. Gdy drzwi się uchyliły wszedłem do środka, jednak praktycznie odrazu za mną zamknęły się przez wiatr. Jak się okazało w środku panowała całkowita wręcz ciemność, gdy nagle zarejestrowałem kontem oka ruch, a już po chwili zauważyłwm jakąś postać. W moim kierunku zeskoczył czarny kot z latarnią wypełnioną świetlikami. Dopiero teraz widziałem go lepiej, miał on całkowicie czarne futro, a jego górna szczeka orak większa część pyska była zastąpiona czaszką, za lewym uchem miał on parę ciemnych piór.


- Witam. - powiedział kot odstawiając lampion niedaleko mnie i wskakując gdzieś, przy okazji rozpalając inne lampiony, po chwili mogłem bez problemu zobaczyć całe pomieszczenie. Było ono czymś w rodzaju składowiska różnych księg, nici, amuletów oraz jakichś wypchanych pluszaków. 

- Co cię tu sprowadza? - zapytał kot wracając znowu do mnie i przyglądając się uważnie. - Klątwa czy maść? - zapytał podchodząc bliżej i patrząc wprost na czarną cześć mojego futra. 

- Klątwa. - powiedziałem, a kot pokiwał głową, jakby się nad czymś zastanawiając. 

- Jestem Lhara. - powiedział kot. - Szaman.-dodał prostując się, po czym siadając przedemną.

- Kangi. - powiedziałem patrząc na kota. 

- Więc, co cię do mnie sprowadza młody wilku? - zapytał raczej raźno. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć... 

- To coś... - powiedziałem w końcu pokazując amulet łapą. - Ten naszyjnik sam wleciał mi na szyję, a potem kazał mi nie wracać dziś do domu i tu przyjść. - powiedziałem szybko, nawet nie zdając sobie sprawy z absurdu mojej wypowiedzi, jednak kot pokiwał na to tylko głową podnosząc jedną łapą amulet na mojej szyji. 

- Jest to naszyjnik ze skałą dusz, na świecie są tylko takie cztery... - zaczął kot wskakując na jakąś stertę księg i jedną zarzucając na dół przy okazji, po czym po chwili wracając do mnie z jakimś rysunkiem na starej stronie. Okazało się, że na rysunku był dokładnie ten kamień z opisanym jego działaniami. - Dla skały dusz czas nie istnieje, prawdopodobnie rozmawiałeś z poprzesnim lub kolejnym właścicielem tego naszyjnika, albo nawet z samym sobą z przyszłości, co jest najbardziej prawdopodobne. - dodał po chwili kot.

- Czyli, że naprawdę mam dziś nie wracać do domu? - zapytałem bardziej siebie niż kota.

- Na to wygląda, jak chcesz możesz zostać do jutra tutaj. - powiedział wskakując na stertę ksiąg i zaczynając jedną przeglądać. - Patrząc na twoją maść można stwierdzić, że ktoś próbował zdjąć tą klątwe ale nie do końca mu się udało, jak to naprawdę było? - zapytał z ciekawością w głosie kot, a ja nie mając i tak nic ciekaszego do roboty odpowiedziałem mu całą swoją historię, moje moce i parę ostatnich zdarzeń, a jak się okazało on również został przeklęty, mówił, że kiedyś miał białe futro i był medykiem. Naprawdę dobrze mi się z nim rozmawiało, nie narzekał wcale na moje ciągłe pytania, nawet go to trochę bawiło.

- Co mogło oznaczać to, że mam nie wracać do domu? - zapytałem, a kot skoczył gdzieś wyżej, przez co praktycznie obok mnie spadła jakaś kula i potoczyła się dalej. Gdy kot wrócił kontynuował rozmowę.

- Prawdopodobnie nastąpiło by coś co spowodowało ny śmierć ważnej dla ciebie osoby, skoro ty z przyszłości aż tak się natrudziles aby tego uniknąć. - stwierdził. - Miej tylko nadzieję, że Efekt motyla będzie delikatny. - dodał, a moja mina musiała wyrażać chyba całą możliwą niewiedzę bo odrazu zaczął wyjaśniać. - Nawet najmniejsza zmiana przeszłości ma wpływ na teraźniejszość i przyszłość. - stwierdził, a ja położyłem po sobie lekko uszy. Oznacza to, że gdybym wrócił to bym doprowadził do czyjejś śmierci? Zasanawiałem się nad jego słowami jeszcze dłuższą chwilę, a widząc to kocur zajął się szukaniem jakiejś dziwnej wypchanej lalki białego kota.

- Kim planujesz zostać? - zapytał później, na co ja znowu wróciłem do swoich rozmyślań z rana.

- Kiedyś chciałem być wielkim wojownikiem, ale teraz nie wiem czy się nadaje... - stwierdziłem znowu lekko kładąc po sobie uszy.

- Nadawanie się nie jest ważną kwestią! Jak będziesz coś lubił, to będziesz to robił dokładnie, co przełoży się na efekty, więc talent nic tu nie da. Pytanie raczej czy tego chcesz. - stwierdził kot. Uderzył w sedno. - Jak ci się znudzi wojowanie, to wiesz gdzie mnie szukać, mógłbyś być całkiem niezłym szamanem. - dodał kot przeskakując na kolejną stertę ksiąg. Mówił na serio? Nad czymś takim nigdy się nie zastanawiałem.

- Jak mi się znudzi, to napewno dam ci znać. - powiedziałem z uśmiechem , a kot pokiwał głową, jak to miał w zwyczaju.

- Zaraz będzie świtać, powinieneś wracać do domu. - powiedział kot, po czym doprowadził mnie do drzwi, gdzie go pożegnałem i ruszyłem w stronę watahy. To był naprawdę ciekawy pomysł... Zostanie szamanem, brzmi nieźle. Jednak na razie muszę jakoś znieść gniew Yuki i Ari po tym jak nie było mnie całą dobę w domu...

1161 słów

KONIEC
(Czy aby napewno?)  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz