21 lutego 2019

Od Scourge do Joeny

Ten cudowny zapach. Zapach ciepłej, świeżej krwi. Cudownie pieścił mój nos. A jej metaliczny smak. Rzecz niebywale piękna. Spoglądałem z uśmiechem na mątwa łanie. Tuż obok leżało jej młode. Wszystko we krwi. Piękny obraz. Ruszyłem w kierunku mi nie znanym. Może dotrę gdzieś gdzie będę mógł się zdrzemnąć. Zmieniłem się w smoka i wzbiłem w powietrze. Lecąc tak między drzewami, chmurami, zauważyłem szarą, samotną wilczycę. Idealny cel. Wylądowałem tuż za nią. Zabawę czas zacząć.

- Proszę, proszę, porszę. Kogo my tu mamy?- powiedziałem z uśmiechem.

- Nie twój interes gadzie.

- Cóż. Jesteś na moim terytorium, więc to mój interes.- odparłem. Skłamałem o terytorium, ponieważ chciałem ją nastraszyć. Ta jednak prychnęła. Zaskoczyło mnie to trochę, niezaprzeczę.

- Słuchaj. To są moje tereny i należą do mojej watahy. Więc bądź łaskaw zjeżdżać stąd. - odparła zdenerwowana. Zaśmiałem się.

- Ty masz czelność grozić mnie? Wielkiemu i potężnemu smokowi?

- Nie wiem z której choinki się zerwałeś, ale masz zjeżdżać. To moje pierwsze ostrzeżenie.

- Ostrzeżenie powiadasz? - zaśmiałem się. Po chwili zmieniłem się w wilka. Samica nawet nie drgnęła. Zaskoczyło mnie to, gdyż wilk zmieniający się w smoka i na odwrót, to nie codzienny widok.

- Oto nasz smok zmienił się w wilka.

- Tak i z chęcią zastąpię swoje kły w twoim ciele.

- Możesz spróbować.- odparła. Ruszyłem na waderę, a ta przyjęła pozycję ataku. Gdy skończyłem, ta sprawnie uniknęła ataku. Odbiła się od podłoża i skoczyła. Powaliła mnie na ziemię. Nie powiem, był lekki szok. Zapowiada się ciekawa zabawa. Odepchnąłem ją łapami i spojrzałem na nią z uśmiechem. Ta warknęła, a ja ponowiłem atak. Tym razem udało mi się. Wgryzłem się w bok wadery. Ciepła, czerwona ciecz spłynęła z rany, a ja skosztowałem jej smaku. Wadera upadła. Można uznać moją wygraną. Przynajmniej tak myślałem. Nagle samica znikła. Byłem tym zaskoczony. Pojawiła się za mną i wygryzła się w kark. Upadłem. Nie miałem szans odepchnąć jej. Oficjalnie przegrałem. Jeszcze przez chwilę miotałem się, lecz gdy poczułem, że jej kły wtapiają się głębiej zrezygnowałem. Poddałem się. Gdy mnie pościła, poczułem, jak ciepła ciecz spływa po moim karku. Zacisnąłem kły.

- Więcej nie będę powtarzać. - odparła. Muszę przyznać, że w krwi jej do pyska, ale to nie pora na komplementy. Wstałem, a moje łapy ugięły się.

- Widzę, że godny przeciwnik. Nadajesz się na alfę. - odparłem z uśmiechem, a z mojego pyska zaczęła lecieć krew. No pięknie. Po chwili moje łapy ugięły się, a ja upadłem. Wygryzła się mocniej niż myślałem. Nagle pojawił się za nią czarny basior. Spojrzał na mnie zimny wzrokiem. Więcej nie pamiętam, gdyż zamknąłem oczy.

413 słów 
Alfo? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz