18 stycznia 2019

Od Guree do Amerdill

Mniej więcej w południe postanowiłem wybrać się do Amerdill. Las wyglądał pięknie... cały ośnieżony, taki delikatny. Po drodze niespodziewanie spadło mi troszkę śniegu z gałęzi na nos, co najpierw mnie zdziwiło, a kolejno roześmiało. Byłem pełen dobrego humoru.
O tym, że Amerdill przebywa w swojej jaskini, upewniło mnie donośne stukanie żeliwem o głaz. Wadera musiała coś wykuwać akurat. Z uśmiechem podszedłem bliżej i zapukałem w ścianę.

- Puk puk! - krzyknąłem. Stukanie na chwilę ustało, po czym usłyszałem radosny głos szarawej samicy.

- Kto tam?! - zaśmiała się.

- Twój przyjaciel od wpadania w tarapaty! - krzyknąłem i wybuchnąłem śmiechem. Amerdill wyszła z jaskini.

- Guree! Witaj! - przywitała się samica z szerokim uśmiechem na pyszczku. Chyba mój własny wyraz pyska zdradzał, że przychodzę z dobrymi nowinami.

- No hej. - usiadłem.

- No, Dawaj! Mów jak tam! - Amerdill przeskoczyła z łapy na łapę.

- Powiem Ci... że bardzo dobrze. - odparłem. - Aleeee przede wszystkim...

Wstałem i objąłem waderę, która zdawała się być lekko zniecierpliwiona nowinami.

- Chciałbym Ci podziękować. - powiedziałem ze stoickim spokojem w głosie.

163 słowa

< Amerdill? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz