O tym, że Amerdill przebywa w swojej jaskini, upewniło mnie donośne stukanie żeliwem o głaz. Wadera musiała coś wykuwać akurat. Z uśmiechem podszedłem bliżej i zapukałem w ścianę.
- Puk puk! - krzyknąłem. Stukanie na chwilę ustało, po czym usłyszałem radosny głos szarawej samicy.
- Kto tam?! - zaśmiała się.
- Twój przyjaciel od wpadania w tarapaty! - krzyknąłem i wybuchnąłem śmiechem. Amerdill wyszła z jaskini.
- Guree! Witaj! - przywitała się samica z szerokim uśmiechem na pyszczku. Chyba mój własny wyraz pyska zdradzał, że przychodzę z dobrymi nowinami.
- No hej. - usiadłem.
- No, Dawaj! Mów jak tam! - Amerdill przeskoczyła z łapy na łapę.
- Powiem Ci... że bardzo dobrze. - odparłem. - Aleeee przede wszystkim...
Wstałem i objąłem waderę, która zdawała się być lekko zniecierpliwiona nowinami.
- Chciałbym Ci podziękować. - powiedziałem ze stoickim spokojem w głosie.
163 słowa
< Amerdill? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz