Dawny spokój został zachwiany, wprowadzając dysharmonię w porach dnia, florze jak i oceanach i innych zbiornikach wodnych. Płatki śniegu unosiły się od metra do nawet setek kilometrów ku górze, tworząc wrażenie zatrzymania czasu podczas opadania puszystych płatków. Wszystko dookoła wydawało się być smutne, lecz spokojne i długowieczne.
Do uszu śnieżnobiałego wilka docierały przygłuszone dźwięki. Raz było to otwieranie drewnianych drzwi, których skrzypienie wprowadzało dreszcz na całym jego obolałym ciele. Drugim razem gnębiły go śmiechy, łzy oraz krzyki. Rozpaczliwe wołania o pomoc, na które nie mógł nic poradzić. Samiec otworzył smętnie oczy, skąpane wręcz od łez. Ból, jaki przeszywał całe jego ciało był niewyobrażalny. Widział niewyraźnie, białka oczu miał przekrwione, a spod powiek wypływała ciecz na podobiznę ropy.
Do chłodnej, ziemistej ściany, po której pełzała niezliczona ilość białych, wstrętnych larw, przygniatała go postać pół wilka, pół szatan wie czego. Podduszony, brudny z ziemi i krwi samiec, powoli tracił dech w płucach, lecz świadomość tego co się działo, ani na chwilę go nie opuściła. Przy kolejnym dociśnięciu do ściany przez cienistą postać, z pysku basiora wylała się gruba struga krwi i wody. Gwałtownym szarpnięciem Guree znalazł się na ziemi i ostatkami sił uniósł głowę. Z nosa, uszu jak i oczu basiora wydobywały się lekkie stróżki czerwonej, delikatnie gęstej cieczy. Warknął donośnie, co okazało się ogromnym błędem, gdyż postać w czarnej jak noc szacie podrzuciła nim do góry i dopilnowała, by z impetem uderzył o podłoże.
- Kim Ty jesteś!? - Guree wydał z siebie słaby dźwięk, lecz tak pełen determinacji, jak nigdy dotąd. - Kim!?
Oczywiście każde słowo samca kończyło się podrzutami, aż uderzał o górę tunelu w którym się znajdowali i ponownie kończył na ziemi. Jednak, w pewnej chwili samiec o niegdyś śnieżnobiałym futrze, złapał ostrymi kłami za szatę cienistego. Ten wydał z siebie ogłuszające syknięcie, tak wstrętne w brzmieniu, że basior aż się wzdrygnął. Postać pochyliła się nad dyszącym żyjątkiem jakim był wilk, a raczej to co z niego pozostało i uśmiechnęła się szeroko, a białe, wielowarstwowe kły otoczyły jego zamgloną twarz w około. Postać nie miała oczu, a ciało wydawało się tak naprawdę nie istnieć. Suchym, drżącym głosem, kazał nazywać go śmiercią, na co Guree zmrużył obolałe oczyska i warknął po raz kolejny.
- Zobacz, mój drogi wilczku. - odparła przerażająco dymna postać w płaszczu. Silnym ruchem wyszarpnęła prawie bezwładne wilcze ciało przez ziemię, łamiąc mu tylne łapy i wyrywając ogon. Śmierć trzymała samca za kark, ciągnąc go sprawnie przez las w którym niegdyś tętniło życiem i śmiechem wilków.
Pierwszym, co postać ukazała ledwie żywemu samcowi był Shi, niegdyś dowódca Guree, który nie raz dał mu w kość. Obecnie była to jedynie ciemna kępka futra i przegniłe ciało, a dokładniej jego resztka. Guree skrzywił się na ten widok.
Drugimi ofiarami zaś były Annabelle i Yuki, czyli dwie sympatyczne wadery, które samiec miał okazję poznać. Stały tyłem do siebie wyraźnie przerażone. Śmierć wydłużyła swe ramię na kilka metrów i przecięła obie w pół, tworząc fontannę krwi. Leżały rozdwojone tuż obok siebie. Guree donośnie krzyknął na ten widok, lecz niestety to poskutkowało poszatkowaniem zwłok na drobne kawałeczki. Samiec zacisnął zęby.
Kolejno postać porwała go nad koronami drzew i rzuciła tuż przed rzeką. Basior podniósł niepewnie głowę, a na dnie ujrzał nieżywą Amerdill. Miała związane łapy sznurkiem, który kolejno tworzył wąski węzeł na jej szyi. Na kłodzie dostrzec można było wiele kamieni różnego rodzaju, zdradzające, że samica została nimi obrzucona podczas próby ratowania własnego życia. Z oczu Guree popłynęły łzy.
Następnym przystankiem było ciało zmiażdżonej przez potężny, ostry głaz alfy - Joeny. W głowie basiora pojawiało się tak wiele pytań, że jedyne co to już tylko poruszał pyskiem jak gdyby mówił, choć nic wypowiedzieć nie mógł. Śmierć na ten widok wyrwała mu prawy, górny kieł.
Nastał ostatni widok. Czarna postać położyła samca ostrożnie na trawie. Nakazała mu wstać i podejść bliżej. Dookoła dostrzec można było ciała innych wilków, które niegdyś chadzały tędy w spokoju i harmonii. Guree doczołgał się ostatkiem sił na koniec tunelu stworzonego przez zwłoki i ujrzał ciało białej wadery, chłodne i sztywne, ułożone między kwiatami. Hanako.
Euforia, którą odczuł basior w tamtej chwili była tak silna, że sama śmierć cofnęła się o pół kroku. Guree wstał gwałtownie i rzucił się na pelerynę, która jedynie wydawała się być materialną rzeczą u straszydła. Upiór z ostrym rykiem uniósł się ku górze i gwałtownie szarpiąc, latał w tę i w tę, próbując zrzucić samca. Ostatecznie złapał za jego kark i połamał mu kręgosłup. Głośne chrupnięcie sprawiło, że samiec wydał z siebie głuchy skowyt i puścił czarną szatę.
Guree upadł w pięknym miejscu, pełnym zieleni i z przepięknym widokiem na tereny watahy. Dał radę obrócić głową i ujrzał spokojną taflę wody. Choć widział niewyraźnie przez łzy i można wręcz stwierdzić, iż umierał - wiedział dobrze gdzie jest i wypowiedział ostatnie słowa - "Proszę, niechaj się los zmieni".
Te pięć słów kosztowało go ostatni wdech. Po nim nie nastąpił już żaden inny, a nim jego oczy się zamknęły, czarna postać zwana Śmiercią z przerażeniem sunęła ku bezwładnemu ciału samca. Nim zaś go dosięgła, ten skonał.
~*~*~*
Nastał poranek. Samiec obudził się wtulony w Hanako, kompletnie nie świadomy co się wcześniej wydarzyło. Był obolały, lecz nie wiedział dlaczego. Śnieżnobiała samica powiedziała, że pewnie źle spał, a Guree przytaknął.
Shi kłócił się z Ripredem, szczenięta dokazywały, Joena dumnie chadzała oglądając naturę dookoła a inne wilki zajmowały się swoimi sprawami.
Nikt nie wiedział co się wydarzyło. Nikt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz