Ruszyłem w kierunku zachodu, podobno w nocy jest tam całkiem ładnie. Poprosiłem Tobio, żeby został i w razie czego mnie krył, nie zbyt podobał mu się ten pomysł ale się zgodził. Dojście do samego ladu nie zajęło mi długo, gdy po chwili znalazłem się w okolicach krwawego lasu. Miejsce wyglądało naprawdę ciekawie, gdyż wszystko w nim było barwy czerwonej. Jako, że tereny te należały do przyjaźnie do nas nastawionych tygrysów to postanowiłem trochę zwiedzić las. Nagle poczułem dziwny zapach, napewno nie należący do żadnej znanej mi istoty, jednak był on zmieszany z tym całym zapachem śmierci, więc ruszyłem w tamtym kierunku z zaciekawieniem, po chwili zobaczyłem leżącą na ziemi jakąś figurę... Było to ludzkie szczenię! Przekreciłem głowę, a szczenię wydało z siebie dziwny dźwięk, chyba śmiech? Gdy nagle usłyszałem za sobą warknięcie, a w tym samym momencie zobaczyłem za sobą ogromnego białego tygrysa. Nie wyglądał on na złego, bardziej zdziwionego widokiem szczeniaka wilka oraz człowieka. Tygrys chyba stwierdził, że nie chce mieć nic wspólnego z tą sytuacją bo zawrócił prychając i mówiąc coś pod nosem. Spojrzałem znowu na szczeniaka.
- Rozumiesz mnie? - zapytałem patrząc na człowieka. Jednak nie doczekałem się żadnej odpowiedzi, te całe ludzie to chyba głupie istoty, albo ten tu okaz był za młody, żeby umieć mówić. Podszedłem niepewnie i ruszyłem go nosem. Może byłem za daleko, spróbuję jeszcze raz.
- Rozumiesz co mówię? - zapytałem ponownie, a szczenie wpatrywało się na mnie zdziwione.
- Piesek mówi? - zapytało zdziwione. Żeby mnie z psami porównywać... Po czym pochwili wstało o mało co się nie przewracając. Był to chyba chłopiec, młode miało w każdym razie czarne włosy oraz zielone oczy. Pewnie gdzieś tu musi być wioska tych całych ludzi, a to tu się zgubiło.
- Imię ? Ja Kangi. - starałem się mówić jak najwolniej, aby szczeniak mnie zrozumiał.
- Ren! Ren! - zawołało wesoło dziecko., bo chyba tak się nazywało młode człowieka, chyba Guree mi o tym mówił kiedyś... Czyli ten tu nazywa się Ren... Hmm. No tak już pamiętam! Wiska jest nie daleko z tąd, mówiąc nie daleko mam na myśli całą noc drogi. No cuż, nie zostawię tego szczeniaka tu samego, jeszcze coś go zeżre. Jako, że nie ma mowy, żeby młode samo za mną poszło to udało mi się stworzyć kule energi w której go umieściłem. Tak dużo lepiej. W takim razie można ruszać! Droga mi się dość dłużyła, gdysz dzieciak zaczął po drodze śpiewać jakieś dziwne piosenki, chyba typowe dla tego gatunku. Mimo tej jednej sprawy podróż miała w miarę spokojnie, nikt nie starał się mnie ani szczeniaka zabić więc było nawet przyjemnie. Jak się od dzuecka, które później się już na dobre rozgadało miał dwa lata. Ciekawe, my w wieku dwóch lat jesteśmy dorośli, a ludzie w wieku dwóch lat nawet nie umią chodzić... Po jakimś czasie udało mi się dotrzeć do siedliska ludzi. Było tam pełno ich oraz ich psów. Nagle jeden zaczął szarżować prosto w naszym kierunku, ale ma moje szczęście nie miał złych zamiarów. Uwolniłem szczeniaka z kuli energi i czekałem na psa. Był to spory szaro brązowy pies bez jednego ucha. Był wyraźnie zdziwiony tym, że młody wilk przyprowadza im zagubione dziecko. Po chwili w te miejsce przybiegł właściciel psa, myślałem, że dostanę wtedy zawału, jednak na moje szczęście była to tchyba jakąś kobieta i widząc, że dzieciak siedzi wesoło koło mnie chyba starając pogłaskać się mnie po głowie jak robią to ludzi z psami zabrała tylko dziecko. Gdy dochodziła skinęła tylko głową, no nie powiem, nieźle się zdziwiła jak zrobiłem to samo. Mogę się założyć, że teraz naopowiada innym ludzią o tym jak wilk przyniósł im dzuecko do obozu, jeszcze jaką legendę na mój temat wymyślą. Kiedyś może znowu tam zajrzę, jednak jak na razie muszę wrócić do domu i zmierzyć się z gniewem Guree, gdy zobaczy, że mnie nie było całą noc...
631 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz