- Wiadomo czym był zatruty? - zapytałem starając wyczuć zapach tego co jest we fiolkach. Była to dość nie przyjemna i drażniąca broń, ale chyba wiedziałem już co to jest.
- To jakiś związek chemiczny, nie udało mi się ustalić co to konkretnie. - powiedziała cicho, znowu mówi za cicho, boże kobieto nie jestem nietoperzem.
- I tak dobrze, że znamy źródło, mam pytanie, czy ta supstancja jest szaro-zielona? - zapytałem.
- Tak. - odparła wadera, no to jest długa rozmowa.
- To prawdopodobnie trucizna lodowych lisów, tu jest mało znana, ale tam z kąd pochodzę jest używana jako broń. Ma na tyle charakterystyczny zapach i kolor, że łatwo ją rozpoznać. - stwierdziłem, a wadera podniosła fiolkę do góry, aby chyba ją lepiej obejrzeć, gdy nagle wysunęła jej się z łapy. Na szczęście udało mi się w ostatniej chwili ją złapać i nie rozlać zawartości fiolki. Na moje nieszczęście w tym czasie z mojego pyska musiała zsunąć się maska, wnioskuję to po tym, że jak się wyprostowałem usłyszałem huk, chyba zemdlała. Odstawiłem fiolkę w bezpieczne miejsce i starałem się ocucić wadere.
190 słów
Yu ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz