Moją uwagę przykuła woń szczenięcia i dość rozmazany już - zapach innego wilka. Oba były dość podobne do siebie, lecz z każdym metrem zapach szczeniaka był wyraźniejszy. Zaprowadził mnie on pod niewielką jaskinię. Podszedłem bliżej, a do mych uszu dobiegł dziecięcy głos.
- Ero? - po tym słowie widziałem jak w ciemności jaskini coś gwałtownie się cofnęło. Nie miałem wątpliwości, moim rozmówcą było szczenię, a dookoła nikogo innego.
- Ktoś tu jest? - zapytałem. Starałem się, by mój głos brzmiał przyjaźnie.
- Kim jesteś i gdzie jest mój brat - powiedział cicho mały (najwyraźniej) basior. W jego głosie słychać było lekkie warknięcie. Hmm... ciekawe.
- Nie musisz się mnie bać, nazywam się Guree i pochodzę z pobliskiej watahy, a ty jak się nazywasz? - powiedziałem spokojnie, siadając. Z jaskini wynurzyła się ostrożnie (prawie) czarna kulka. Spojrzałem na nią z zaciekawieniem.
- Jestem Kangi. - odparł mały, patrząc się wprost na mnie.
- Na kogo czekasz, Kangi? - zapytałem.
- Na brata. Nie widziałeś go może? - odparł z nadzieją w głosie malec. Pokręciłem głową.
- Niestety nie. - westchnąłem. Nie do końca wiedziałem jak powiedzieć małemu, że woń jego brata przepadła już wręcz, co świadczy o tym, że od kilku dni go tu nie ma. Kangi wydawał się posmutnieć. - Słuchaj... może chodź ze mną do alfy watahy, to blisko.
- A co jeśli Ero tu przyjdzie po mnie? - zapytał z tą dziecięcą nadzieją malującą się na pyszczku. Ehh..
- Jeżeli ktoś pojawi się w obrębie najbliższych terenów, będziemy o tym wiedzieć. Gdy alfa będzie miała świadomość, że ktoś może Cię szukać, to od razu zareaguje. A do tego czasu zostaniesz u nas. Jesteś pewnie głodny, nieprawdaż?
- T..tak. - odparł Kangi nieco zmieszany mą szybką składanką zdań w które nie mógł nic wtrącić. Chyba nie mam podejścia do dzieci.
- A więc ruszajmy nim nas noc zastanie. - odpowiedziałem i niemal od razu ruszyłem przed siebie. Musiałem przystanąć, by szczenię mogło dobiec do mnie. Od czasu do czasu mały musiał podreptać nieco szybszym chodem by trzymać mój krok, a ja jedynie spoglądałem na nie z zaciekawieniem.
Joenę, samicę alfa, napotkaliśmy gdy akurat przechadzała się lasem.
- Przywitaj się. - mruknąłem do małego gdy wpatrywał się jak słup w waderę.
- Dzień dobry..? - odparł.
- Witaj Guree, witaj mały. - przywitała się Joena, po czym spojrzała mi w oczy, dając znak, że będzie przemawiać właśnie do mnie. - Któż to?
- Znalazłem będąc na zwiadzie północnej granicy. Mówił, że czeka na brata ale ekhm.. - chrząknąłem. Joena kiwnęła porozumiewawczo. Uff, ogarnęła.
- Jak się nazywasz mały? - zapytała wadera pochylając się nad kulką o niecodziennym umaszczeniu.
- Kangi. - odpowiedział nieco zagubionym tonem głosu.
- Jak się nazywa Twój brat?
- Ero. Mój brat nazywa się Ero..
- Dobrze. - Joena spojrzała ponownie na mnie. - Gdy Ero się zjawi w okolicy, to na pewno będziesz o tym wiedział. Póki co zostań w naszej watasze, tu jesteś bezpieczny.
- No i nie umrzesz z głodu.. - mruknąłem. Joena posłała mi lekko karcące spojrzenie, ale po chwili się uśmiechnęła. Widocznie wpadł jej do głowy iście szatański pomysł...
- Właśnie. Guree, idź z małym upolować mu coś do jedzenia. Na pewno jest bardzo głodny! - powiedziała. Oj tak, diabeł podesłał jej genialny pomysł.
- Się robi.. - przewróciłem oczami. Tak oto wyruszyliśmy z Kangim na polowanie.
557 słów
<Kangi? Wybacz za ten kompletny brak podejścia od strony Guree>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz