- Gotowy na wyprawę?- spytałam.
- Oczywiście!- odparł radośnie basior.
- Podoba mi się twój entuzjazm.- odparłam rozbawiona. Wraz z Guree ruszyliśmy w głąb lasu. Wokoło nas był słuchać śpiewy ptaków, szelest liści, oraz delikatny wiatr, który rozwiewał naszą sierść. Dodatkowo było słychać trzeszczący śnieg, po którym stąpaliśmy. Uwielbiałam zimę. Zawsze byłam w tą porę roku najlepsza w chowanego. Razem z Guree dotarliśmy do małego strumyka.
- Mały postój?
- Pewnie.- odparł basior z uśmiechem. Zasiedliśmy na ziemi. Złagodziliśmy pragnienie i znów byliśmy gotowi do drogi. Wstaliśmy i ruszyliśmy przed siebie. Czas mijał i mijał, a po polanie ani śladu. Zmęczona tym ciągłym chodzeniem poprosiłam o przerwę. Basior spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Widzę, że słabiutko z kondycją.
- Jedynymi miejscami, do których chodziłam były pobliskie lasy. Teraz jestem na nie do końca znanych mi terenach.
- Czyli się zgubiliśmy.- zaśmiał się basior. Również się zaśmiałam.
- Może i masz rację, ale czego nie robi się dla przygody?
- Racja. To, co ruszamy?
- Ruszamy.- odparłam wesoło. Znów czeka nas wędrówka. Miałam nadzieję, że nic nam się nie stanie. Miałam w torbie parę roślin leczniczych i trochę wody na obmycie ran. Nie chciałbym ich używać. Wolałabym byśmy byli cali i zdrowi.
260 słów
Guree?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz