Więc szliśmy dziarsko w stronę Wodospadów, było dość cicho i chłodno, jak to na klimaty zimowe przystało. Jednak Joe przerwała ciszę pytaniem:
- Dlaczego akurat strateg?
Hmm zadała dość interesujące pytanie, nie powiem że niegdyś chciałem na nie odpowiedzieć. Tylko teraz która odpowiedz ją zadowoli...a może najpierw wprowadźmy ją w mętlik?
- Słuchaj, to długa historia... Ale ogółem wcale nie staram się jej unikać. - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- No to... czemu zostałeś strategiem w Naszej wataszce? - uśmiechnęła się zawadiacko spoglądając na mnie.
- Bo tak. - zbiłem ją z tropu, powstrzymywałem śmiech...
Ale nie na długo, widząc jej zmianę na pysku... od razu wybuchnąłem śmiechem. Joena zatrzymała się a ja szedłem dalej. Kiedy wyczułem że już nie jest tak blisko również się zatrzymałem i spojrzałem na nią przepraszająco mrucząc:
- No dobrze...dobrze...opowiem Ci i tak nie mamy nic lepszego do roboty. - i ten mój cygański uśmieszek.
- To czekam. - powiedziała z tak uniesionym łebkiem że nie mogłem się powstrzymać...i zamachnąłem skrzydłami tworząc dość spory ,,przeciąg'' (podmuch). - Ekhem...- odkaszlnęła oschle.
Ciekawe kiedy skończy się jej cierpliwość i pokarze pazurki... Może na początek jej nie drażnić, w końcu to tylko szczeniacka zabawa.
- No to...po krótce. Jako szczeniak zostałem porwany do innej watahy, tam gdy troszkę podrosłem brałem udział w walkach. Nie było że bijemy się i tyle... To walka na śmierć i życie. To było niekończące się koło, śmiałkowie którzy przychodzili do watahy na walkę, intruzi i ... Ci niewinni. Musieli, nie mieli wyboru...musieli stoczyć ze mną walkę, ze mną lub z innym fighterem w klanie. Oczywiście robiłem to z przymusu, zabiłem już tylu...winnych i niewinnych, nigdy tego nie liczyłem. Wcale mi się to nie podobało, na początku działałem siłowo, nie miałem zbytnio masy ...więc po jakimś czasie musiałem kombinować. Strategia czyni mistrza, każdy plan działania dawał mi większe szanse...Te wielkie, głupie basiory zabijały się same...wystarczyło mieć strategię, nie jeden walnął w jaskiniową ścianę i już nie wstał. Wziął za duży rozpęd, czasami miałem też przewagę bo mam skrzydła. Dzięki strategii udało mi się przeżyć, teraz dzięki temu mogę ocalić innych... Po jakimś czasie mi się wyrosło, stałem się dość masywny...Nadal nie wiem jak te skrzydła mnie unoszą. - zaśmiałem się patrząc na moje cielsko, nie to że jestem jakiś gruby...bo to same mięśnie (tak, tak żarłoku) ...ale byłem spory.
Tamte czasy minęły i szczerze mam nadzieje że już nigdy nie wrócą, żeby nie było... Wybrałem to stanowisko z własnej woli. W końcu nikt mi tego nie zabronił ani też nie rozkazał. Spełnię się w tej roli, strategia, obrona, straż...Czuję się w tym dobrze, nie ma co rezygnować. Jeśli Joe uzna że się nie nadaje, zawsze mogę iść na inne stanowisko...NIE..O NIE...Kłóciłbym się pewnie ....Alfa widocznie się zamyśliła, patrząc ciągle w to samo miejsce...
506 słów
(Joena?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz