- Hej, młody... A Twoi rodzice to wiedzą że szwendasz się z nowym skrzydłowym w ekipie? - zażartowałem, byłem ciekawy czy ten cwaniaczek zrozumie.
Oczywiście zaraz po powiedzeniu tego Kan westchnął...zaśmiał się sztucznie i mruknął:
- Właściwie to nie...- nie dokończył bo zmierzyłem go wzrokiem, przerywając wpół.
- A to dlaczego? - miało wyjść śmiesznie..bo sądziłem że jednak ma tutaj rodzinę.
A wyszło jak...zawsze? Okazało się iż młody musiał uciekać ze swojej watahy wraz z bratem... i ogółem nie miał kolorowo. To zupełnie jak...ja.
- Wiesz, los Nas nie oszczędza, ale my jesteśmy twardzi...nie? - spojrzałem na niego pokazując swoje ostre, białe niczym śnieg kiełki.
Jak pewnie wiecie (booo czytaliście historię tak) to żywot mój nie był za wesoły, teraz zaczęły nachodzić mnie wspomnienia. To nie fair że tak wiele dobrych osób, ma tak ciężko. Ale nie martwmy się, bo jak dobrze wiemy... Karma wraca...
206 słów
(Kangi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz